Zaśnieżony, ponury, senny las w pochmurny zimowy dzień widziany z lotu ptaka. Do tego skromny napis „quietly” – okładka mogłaby świadczyć o tym, że właśnie z taką atmosferą będziemy mieli do czynienia na trzecim krążku w dyskografii Mouth Of The Architect. Pierwsze 2 minuty otwierającego album utworu tytułowego mogą nas tylko utwierdzić w tym przekonaniu. Spokojne dźwięki są niczym mgła unosząca się nad tym zaśnieżonym lasem, niczym mrok, który za niedługo zapadnie. Ale te 2 minuty z niewielkim przecinkiem szybko mijają i pojawia się właściwa odsłona MOTA, która szybko wyprowadza nas z błędu – wcale tak „quietly” nie będzie! Oczywiście chwil oddechu tu nie brakuje. Ich kumulację dostajemy w 2 utworach: „Pine Boxes” oraz „Medicine”, w których nie uświadczymy ani grama ciężaru. Na szczególną uwagę zasługuje pierwszy utwór z tego duetu z powtarzanym w kółko tekstem „just remember this…. feeling… emptiness…”. Smutne…. Podobnie jak sampel z filmu Network użyty w utworze „Hate And Heartache” a traktujący o coraz większym tłamszeniu ludzi, manipulacji, która doprowadza do marazmu i gaśnięcia jakichkolwiek postaw buntu. Ale tu widać światełko w tunelu bo w owym samplu słychać nawoływania do działania. Sam utwór jest jednym z najlepszych w dotychczasowej dyskografii MOTA: do granic możliwości naładowany emocjami, wielowarstwowy. Mistrzostwem jest tu część utworu zaczynająca się w okolicach 5 minuty i trwająca przez około 90 sekund. Miód na uszy: początkowe wygaszenie przechodzące w przeciągnięcie zakończone gwałtownym wybuchem (genialny motyw gitarowy!) – cudo. Moim drugim faworytem z krążka jest „Rocking Chairs And Shotguns”, który w początkowej fazie jest jakby kontynuacją rozpoczęcia utworu tytułowego. Zimowy, senny nastrój nie trwa jednak długo. Ale tu jest jakby inaczej… Wokale są zdecydowanie czystsze, całość bardziej melodyjna ale zachowująca charakterystyczne cechy wypracowanego stylu. Warto też zwrócić uwagę na „Generation Of Ghosts” gdzie gościnnie na wokalu udziela się Julie Christmas z Made Out of Babies i Battle of Mice. Jej głos świetnie komponuje się z muzyką i całość sprawia lekko obłąkane wrażenie. Podobnie jak pierwsza część „Guilt And The Like”. Tu jednak ta specyficzna i gęsta atmosfera zostaje przed połową utworu przerwana w brutalny sposób przez walec, który miażdży słuchacza do samego jego końca. Efekt jest równie przytłaczający jak w zamykającym płytę „A Beautiful Corpse”. Mouth Of The Architect jest jedną z wielu kapel post metalowych. Nie można o nich powiedzieć, że są wybitnie oryginalni jak chociażby Rosetta i Minsk czy też popularni jak filary gatunku: Neurosis czy Isis. Zespół ten jednak wypracował kilka charakterystycznych cech swojego stylu, które sprawiają, że ich twórczości słucha się z zapartym tchem. To chyba to nagromadzenie emocji, dodatkowo zdecydowanie częściej negatywnych niż pozytywnych. Każdy ich kolejny krążek dość znacząco różni się od swego poprzednika pozostając przy tym charakterystycznym. Quiety to kolejne małe arcydzieło w dorobku tego niedocenionego zespołu.
Moja ocena -> 9/10
Genialna okładka i chyba to najbardziej podoba mi się w tym albumie.
Dzięki za recenzję, poznałem dzięki niej nowy, fajny zespół.
Genialne koncerty – Wrocław (bodajże Assymetry Festival – gdzie supportowali Esoteric, wywierając nie mniejsze wrażenie niż główna gwiazda). oraz później malutki kameralny koncert w Poznaniu, gdzie było może z 30 osób, a ja aż sobie kupiłem koszulkę, co mi się rzadko zdarza poniekąd.
Ból, bolesny vocal, który niesie z sobą wszystkie nieszczęścia tego świata… Cudna płyta. SWEETER THAN HONEY, AND LIES!!!