Minsk to jeden z wielu zespołów, na które natrafiłem drążąc. Szukając czegoś nowego przekopywałem zasoby Sputnik Music. Tak wpadłem na Intronaut, Callisto i jeszcze kilka innych grup. Przy którejś z nich jako podobne granie zasugerowało mi właśnie Minsk. Z początku zaintrygowała mnie nazwa. Tak właśnie – wzięła się od tego z czym nam się ewidentnie kojarzy;) Gdyby nazywali się inaczej to pewnie bym odpuścił bo akurat był to czas z dużą kumulacją nowego grania. Ale na szczęście coś mnie tknęło i odpaliłem losowy utwór na YT. Niecały tydzień później ich najnowszy album (z 2009 roku) stał już u mnie na półce. Dlaczego akurat With Echoes In The Movement Of Stone? A to z takiego powodu, że jest to album najłatwiej dostępny i najtańszy. Zatem co takiego ciekawego gra ekipa z Peorii, Illinois, USA? Osobiście określiłbym to jako połączenie muzyki progresywnej ze sludge i post metalem. Może jeszcze do tego lekka nutka spod szyldu „doom metal”. Czyli mieszanka dość duża. Co najśmieszniejsze – nawet w połowie nie opisuje tego co tak na prawdę gra Minsk. Pierwsze co rzuca się w uszy już po usłyszeniu kilku dźwięków otwierającego album „Three Moons” to niesamowity brud. Nie ma tu klarownej, krystalicznej produkcji. Całość jest przytłumiona, jakby nagrywana w piwnicy. Z opisu może to nie zachęcać ale prawda jest taka, że takie brzmienie robi nieziemski klimat. Jeszcze większy robią same kompozycje. Słuchając tego albumu mamy wrażenie jakbyśmy uczestniczyli w jakimś plemiennym rytuale trwającym kilka sekund powyżej 63 minuty. Każdy kolejny utwór to następna część tajemnych obrzędów. Części tych uzbierało się 8. Jak łatwo sobie policzyć – średnia na utwór wypada dość bogata. I tak mamy tu 3 kawałki oscylujące w okolicach 10 minut. Najkrótszy rodzynek – „Pisgah” to niecałe 250 sekund grania. Ale akurat na ten czas przypada punkt kulminacyjny rytuału a w głośnikach możemy usłyszeć muzyczną rzeź. Robi wrażenie chociaż nie oddaje tego z czym mamy do czynienia na WEITMOS. Zdecydowanie bardziej reprezentatywnym utworem jest chociażby „Crescent Mirror” przypominający wokalnie dokonania ekipy Godsmack. Chociaż ci muzycznie w porównaniu do Minsk wydają się być prości jak konstrukcja cepa. Mniej więcej w połowie „Crescent Mirror” rozpoczyna się spokojny fragment jakby żywcem wycięty z dorobku naszej swojskiej Armii. I niech ktoś mi powie, że tak nie jest… Kilkoma wątkami atakuje słuchacza „Almitra’s Premonition”. Mamy tu ponad 10 minut grania ale czas ten upływa bardzo szybko. Z początku utwór toczy się niczym doomowy walec by po pewnym czasie nabrać tempa i metalowego pazura. Najspokojniejszy na krążku „Means To An End” przez prawie 6 minut koi zmysły i daje słuchaczowi chwilę oddechu przed kolejnym mocnym uderzeniem. A tych jest tutaj sporo:) Chociaż lżejszych momentów również nie brakuje. Nad całością unosi się specyficzny, orientalny klimat mi osobiście kojarzący się z Persją (twórczość Minsk pasowała by do Prince Of Persia zdecydowanie lepiej niż swego czasu wspomniany trochę wyżej Godsmack;). Albumowa godzina mija bardzo szybko i od razu ma się ochotę na ponowne wzięcie udziału w tym tajemniczym rytuale. Spróbujcie sami biorąc udział w obrzędach odprawianych przez członków Minsk. With Echoes In The Movement Of Stone to niesamowicie intrygujący krążek.
Moja ocena -> 9/10