Rok 2005 był świetny dla fanów post metalu. Światło dzienne ujrzały wtedy 2 bardzo interesujące debiuty, jedne z najlepszych w historii gatunku.
Rosetta ze swoim „The Galilean Satellites” przenosiła słuchacza w muzyczną podróż przez niezbadane rejony jakiejś odległej galaktyki.
W zupełnie innym kierunku poszedł Minsk ze swoim „Out Of A Center Which Is Neither Dead Nor Alive”. Tu nie lecimy w kosmos tylko zagłębiamy się w dziewiczej dziczy gdzie nieodkryty przez cywilizację lud odprawia swoje religijne obrzędy. I trzeba przyznać, że robi to w wyśmienitym stylu. Cały rytuał trwa prawie 65 minut i został podzielony na 6 części. Łatwo zatem obliczyć, że średnia wypada dość wysoka. Najkrótszy utwór trwa prawie 8 i pół minuty, najdłuższy zaś ponad 14.
Album został ułożony tak, że po przesłuchaniu pierwszych 4 tracków na liczniku mamy już połowę meczu piłki nożnej. Dwa najkrótsze fragmenty zostawiono dopiero na koniec. Taki opis sytuacji z pewnością nie zachęci przeciętnego słuchacza do sięgnięcia po „Out Of A Center Which Is Neither Dead Nor Alive”(zwłaszcza, że na chwilę obecną zdobycie fizycznej kopii tego wydawnictwa jest cholernie trudne i kosztowne). Dodatkowo zespół nie miał raczej szans na jego szerszą promocję bo nie mieści się w medialnym „wzorcu”. Z resztą chyba żaden przedstawiciel post metalu się w nim nie mieści;)
Prawda jest taka, że Minsk żadnej reklamy ani promocji nie potrzebuje bo muzyka zawarta na ich debiucie broni się sama. I to w niesamowicie dobrym stylu. Po krótkim i delikatnym wprowadzeniu „Waging War On The Forevers” atakuje słuchacza przytłaczającym i bardzo inwazyjnym ciężarem. Lekko po 4 minucie utwór gwałtownie zwalnia i pozwala odkryć spokojną, „orientalną” odsłonę zespołu. Tutaj również zdecydowanie łatwiej zwrócić uwagę na plemienne, hipnotyczne, bardzo głębokie brzmienie bębnów. Przewija się ono przez cały album i niewątpliwie stanowi jego duży atut.
Słuchacz nie zdąży pozbierać się jeszcze po masakrze zafundowanej na otwarciu a tu Minsk serwuje już danie główne w postaci duetu „Narcotics And Dissecting Knives” oraz „Holy Flower Of The North Star”. Pierwszy z nich zaczyna się psychodelicznym, obłąkanym wstępem (jeśli wstępem można nazwać prawie 2 i pół minuty utworu;) po którym następuje gwałtowna eksplozja. Tu nie ma ani chwili na złapanie oddechu czy wyciszenie. To następuje dopiero w końcówce utworu.
Więcej wahań nastroju przynosi drugi utwór, jeszcze dłuższy od poprzednika. Na podobnej zasadzie oparty jest również „Three Hours”. Dłuższą chwilę na odsapnięcie dostajemy w przedostatnim „Bloodletting And Forgetting”, który eksploduje dopiero w końcówce, podobnie jak zamykający całość „Wisp Of Tow”. Tu szczególną uwagę przykuwa spokojny fragment wyciągnięty żywcem z którejś z gier „Prince Of Persia”: orientalny, hipnotyczny, intrygujący. Tak jak cały krążek.
Pisząc recenzje niektórych albumów człowiek uświadamia sobie jak ciężko przelać na papier/monitor emocje towarzyszące ich słuchaniu. „Out Of A Center Which Is Neither Dead Nor Alive” jest właśnie jednym z takich krążków. Możliwe, że powyższy tekst nie zachęca do zapoznania się z debiutem Minsk. Warto jednak skusić się i przekonać na własne uszy czy warto. Gwarantuję wam, że na pewno nie będzie to zmarnowany czas. Zwłaszcza w przypadku gdy krążek ten „poleci” głośno na dobrym sprzęcie i to bez udziału innych bodźców. Coś na zasadzie: tylko my i 65 minut „Out Of A Center Which Is Neither Dead Nor Alive”. Bardzo ciekawe i intrygujące przeżycie.