Uwolnienie od Capitolu i przejście do Sanctuary wyraźnie posłużyło ekipie Mustaine’a. Już od pierwszych dźwięków otwierającego album „Disconnect” słychać, że zespół odpuścił eksperymenty i wrócił do grania sprzed etapu „Risk”. Chociaż czuć też różnicę bo „Disconnect” jest jednym z najwolniejszych openerów w historii zespołu. Nie jest to thrash ale z pewnością co najmniej przyzwoity metal z gatunku tego co zespół prezentował od czasów „Countdown To Extinction”. Klimatów z wcześniejszych albumów trzeba tu z lupą szukać. Za to nie brakuje eksperymentów: mniej lub bardziej udanych. Przegadany utwór tytułowy, mimo kilku ciekawych momentów, nie powala. Zdecydowanie lepiej wypada tu „1000 Times Goodbye”. Ale prawdziwą perełką w tym zestawieniu jest „Dread And The Fugitive Mind” z bardzo charakterystycznym motywem gitarowym i niekonwencjonalną budową. Jest to jeden z moich megadethowych faworytów z czasów „niethrashowych”. Ze „standardowych” utworów wyróżnia się „Return To Hangar” (tak, tak – kontynuacja kawałka z „Rust In Peace”) ze świetnie galopującą drugą częścią – ach ta wymiana solówek….:) Przyjemny jest też „Burning Bridges”. Nawet nawiązująca do niechlubnego „Risk” ballada „Promises” wygląda na prawdę dobrze i nie drażni tak jak niektóre momenty z Ryzyka. Na „The World Needs A Hero” nie udało się niestety ustrzec słabszych momentów. Nudą wieje w powolnym „Losing My Senses”. Dziwi również wybór na singla przeciętnego „Moto Psycho”. Drugi utwór wybrany do promocji – „Dread And The Fugitive Mind” wypada o niebo lepiej i ma zdecydowanie większą moc promocyjną. Początek „Recipe For Hate… Warhorse” daje nadzieję na dynamiczną thrashową młóckę. Niestety nadzieje te zostają brutalnie rozwiane po 10 sekundach. Później serce może przyspieszyć słuchaczowi dopiero w drugiej połowie utworu. Zupełnie niepotrzebny na krążku jest instrumentalny „Silent Scorn” oparty na „defiladowych” bębnach i trąbce. Zamykający całość ponad 9minutowy „When” również nie porywa.
Gdyby stworzyć ranking megadethowych dotychczasowych wydawnictw to „The World Needs A Hero” deklasuje tylko „Risk” i plasuje na przedostatnim miejscu w zestawieniu. Krążek jest cholernie nierówny, a że mamy tu 12 utworów trwających prawie godzinę to byłoby z czego rezygnować. Po skróceniu do 40-45 minut album tylko by zyskał. Ale trzeba przyznać, że i tak nie jest źle a „The World Needs A Hero” jest sygnałem, że zespół zrezygnował z nieudanych eksperymentów i powoli zaczął wracać na właściwe tory.
Moja ocena -> 6/10
„Disconnect” to jeden z moich ulubionych utworów z całej dyskografii Megadeth 😉 Do reszty mam stosunek ambiwalentny. W sumie coś jest w tym, że z wcześniej wydanych albumów tylko „Risk” jest słabszy. Ale naprawdę dużo słabszy.