Ostatnio w mojej kolekcji szukałem czegoś co już od dawna nie gościło w odtwarzaczu. Wybór padł na debiut Machine Head. Zespół ten poznałem w 2003 roku, krótko po premierze Through The Ashes Of Empires. Moją uwagę przyciągnęła okładka tamtego wydawnictwa. Posłuchałem i okazało się, że to świetny materiał. Całe szczęście, że nie był to 2001 rok bo po przesłuchaniu Superchargera w ekspresowym tempie bym sobie MH odpuścił;) Jakiś czas później okazało się, że kolega jest zakamuflowanym fanem Flynna. Polecił mi debiut, który miał „kopać po dupie” zdecydowanie bardziej. I co? I zdecydowanie tak jest! Burn My Eyes to niesamowicie dobry krążek. Rozpoczyna się od potężnego kopa w postaci 3 zespołowych klasyków: „Davidian”, „Old” oraz „A Thousand Lies”. A dalej jest równie ciekawie. Ja mam tutaj 2 faworytów: „None But My Own” oraz „I’m Your God Now”. Są to chyba najbardziej rozbudowane kompozycje na BME, pełne zwiększającego się z każdą sekundą napięcia oraz niesamowitej atmosfery. Są przedsmakiem tego co fanów MH czekało ponad 10 lat później na The Blackening. Na podobnej zasadzie skonstruowany jest również „A Nation Of Fire” – utwór rozkręcający się z każdą sekundą, wszystko kończy się niesamowitą, galopującą rzeźnią. Miód na uszy:) Na tle całości wyróżnia się najbardziej hardcore’owy „Block” oraz pseudo-instrumentalny „Real Eyes, Realize, Real Lies”. Całość jest ciężka, brutalna, niesamowicie nośna i na swój sposób przebojowa. Ekipa Machine Head połączyła tu metalową klasykę ze świeżością. Wyszła z tego gatunkowa mieszanka mająca posmak thrashu, groove, momentami czuję tu zalążki nu metalu. Co by nie było – całość prezentuje się i smakuje bardzo dobrze. A krążek stał się wzorcem do naśladowania dla wielu kapel z lat 90tych i nie tylko. Opisując The Blackening stwierdziłem, że jest to chyba najlepsza płyta w dorobku MH. Teraz – po kilkunastu odsłuchach dochodzę do wniosku, że debiut jest jednak lepszy;) Jeszcze kilka lat temu katowałem go niemiłosiernie. Towarzyszył mi w wielu miejscach: najpierw na kaseciaku, następnie discmanie, później jako mp3. Teraz tak często już do niego nie wracam ale album w domu mam, nadal darzę go olbrzymim sentymentem, mam kupę wspomnień związanych w jakiś sposób z tym wydawnictwem. Burn My Eyes to jedna z ciekawszych płyt metalowych lat 90tych, rzecz zdecydowanie warta poznania.
Moja ocena -> 10/10
Nie szafujesz za bardzo tymi 10? 😀
Album świetny ale do 10 daaaaleko. 😛
Kwestia gustu;) Mam niesamowity sentyment do tego albumu, może jakbym na chłodno np. teraz go poznał to ocena byłaby inna. Swoją drogą te noty to tylko zabawa i sugestia dla czytającego czy warto poświęcić czas na przesłuchanie danego krążka czy lepiej włączyć sobie coś innego;) W ogóle z tymi ocenami to jest tak, że ostatnio przeglądałem stare posty i część albumów na dzień dzisiejszy bym zupełnie inaczej „wycenił”, przeważnie była by to ocena niższa chociaż parę albumów troszkę by podskoczyło:)
ta płyta- najlepsza płyta czadowa lat 90 tych, na nowo pokazali że czad może być nowatorki, czadowy, odkrywczy, porywający, brzmienie perkusji zabija wokal porywa, riffy miażdżące, klasyka absolutnie najlepsza ich rzecz jaką popełnilli, wyrywa mi serce.