Od premiery „Dzieciom” nie minęło jeszcze aż tak dużo czasu ale krążek został już prześwietlony praktycznie z każdej możliwej strony. Na czynniki pierwsze rozłożono wszystkie utwory czy to pod kątem tekstowym czy muzycznym. Ogólny odbiór krążka jest bardzo pozytywny. W Internecie pełno jest „ochów” i „achów” na jego temat. Zatem nadeszła pora abym i ja dorzucił do tematu swoje 5 groszy. Będzie to (mam nadzieję) o tyle ciekawa opinia, że napisana przez osobę totalnie z zewnątrz, pozbawioną jakichkolwiek punktów odniesienia itp.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Lao Che. Ignorowałem zachwyty znajomych nad „Powstaniem Warszawskim”, na zeszłorocznym Woodstocku udało mi się ominąć ich koncert, ogólnie nigdy nie czułem parcia na poznanie ich twórczości a jeśli już próbowałem ugryźć któryś z ich albumów to szybko odpuszczałem.
Gdyby ktoś wyrwał mnie z łóżka o północy i kazał wymienić tytuł któregoś z ich utworów to na 100% byłby to „Zombi!” – innych w ogóle nie kojarzę. O premierze „Dzieciom” dowiedziałem się przypadkiem przeglądając WIMPowe nowości. Był to strzał na zasadzie „co mam do stracenia?”. Pierwsze przesłuchanie i…. szok. No może nie aż tak ale na pewno bardzo pozytywne zaskoczenie, które tylko umacniało się przy kolejnych odsłuchach. Pierwsze co rzuca się słuchaczowi w uszy to to, że „Dzieciom” jest bardzo różnorodne muzycznie.
Otwierający album „Dżin” ociera się dość mocno o klimaty orientalne. Następny w kolejce „Tu” to wypisz, wymaluj klimaty knajpiane sprzed kilkudziesięciu lat(swingi i inne bajery;). Do tego dochodzi genialna trąbka, która brzmi jakby ktoś grał na niej tuż obok nas.
W „Wojence” przebijają się elementy elektroniczne. „Znajda” z kolei to charakterystyczne klawisze. Oba tomy „Bajki O Misiu” to klimat rodem z wieczorynek, szczególnie pierwsza część idealnie nadaje się do poduszki. Po drugiej stronie stoją „A Chciałem O Sobie”, który po powolnym początku ładnie się rozkręca(muzycznie mocno kojarzy mi się on z podkładami OSTRego i instrumentalną twórczością Beastie Boys), no i przede wszystkim „Legenda O Smoku” – rockowy killer z fajnymi dęciakami.
Druga rzecz rzucająca się w uszy – teksty Spiętego. Przy pierwszym przesłuchaniu i zachwycaniu się warstwą muzyczną można nie do końca zwrócić na nie uwagę. Ale przy kolejnych kontaktach z „Dzieciom” już się tak nie da. Nie będę ich analizował bo zrobiło to przede mną wielu innych. Napiszę tylko tyle – dawno nie utkwiło mi w głowie tak wiele linijek w tak niedługim czasie. Spięty pisze inteligentnie, z klasą ale również z dużą dawką humoru. Fakt faktem są tutaj oba tomy „Bajki O Misiu”, które przy n-tym przesłuchaniu pewnie się przejedzą ale po drugiej stronie barykady stoją chociażby takie perełki jak „Tu”, „Wojenka” i przede wszystkim „Legenda O Smoku” z genialnym fragmentem „W końcu ci z Bogiem na ustach, a z gównem w sercach”. Skąd my to znamy?;)
„Dzieciom” jest albumem bardzo eklektycznym ale w tym przypadku jest to dużym plusem. Mimo całego tego rozstrzału stylistycznego stanowi spójną całość. Dodatkowo jest krążkiem mało inwazyjnym, który sprawdzi się w praktycznie większości sytuacji (chyba tylko nie na ostrą potańcówkę i do biegania). Zastanawiam się tylko jak niektóre utwory przeżyją próbę czasu. Głównie chodzi mi o te „nieszczęsne” „Bajki O Misiu” i może też „Z Kamerą Wśród Zwierząt Buszujących W Sieci”. Ale w zasadzie na razie dobrze „wchodzą” zatem po co martwić się na zapas? Dzięki „Dzieciom” przekonałem się w końcu do Lao Che i zmotywowałem do poznania całej dyskografii grupy. Ale o tym innym razem;)
Moja ocena -> 8/10
Mam takie same spostrzeżenie odnośnie do albumu „Dzieciom”. Jak ktoś nie słuchał wcześniej Lao Che, ten album raczej polubi, a może nawet pokocha. Jest sporo elementów, bogactwo stylistyczne, tekstowe apogeum i naprawdę świetne numery 🙂
Znasz może zespół Death? Jeżeli nie, to gorąco Ci go polecam. Niektóre ich krążki to geniusz w czystej postaci.
Już kilka razy miałem zabrać się za ich twórczość ale mi nie wychodziło. Chyba w końcu muszę się zmobilizować:)