Lamb Of God – Omens

lamb of god omensPrzyznam szczerze, że po ostatnim, bardzo przeciętnym albumie w ogóle nie czekałem na nowe wydawnictwo Amerykanów z Richmond. O tyle też większe było moje zaskoczenie gdy w sieci pojawiła się pierwsza zapowiedź nowego albumu bo przecież od poprzedniego minęły dopiero 2 lata zatem jeśli zespołowi zajęło poprzednio 5 lat aby nagrać takiego gniotka to z czym do czynienia będziemy mieli tym razem?

„Nevermore” wyraźnie mnie uspokoił ponieważ jest to bardzo solidny utwór, w którym w końcu została przełamany schemat, według którego już po tytule można było obstawiać co znajdzie się w refrenie. „Nevermore” przytłacza ciężarem i jest przy tym nagraniem bardzo dynamicznym. Trochę gorzej zaprezentowała się druga zapowiedź – „Omens”, która brzmi jak zagubiony utwór z poprzedniego wydawnictwa.

Na szczęście sytuację podratował „Greyscale”, który ponownie dawał nadzieję na to, że nowy krążek będzie czymś zdecydowanie lepszym od poprzednika. I oczekiwania te zostały spełnione ponieważ „Omens” jest wyraźnym powrotem zespołu na właściwą drogę.

Już sama okładka wydawnictwa budzi słuszne skojarzenia z „Ashes Of The Wake”. Podobnie jest w samej muzyce ponieważ ekipa Lamb Of God przenosi słuchacza wstecz o kilkanaście lat serwując słuchaczom wydawnictwo ciężkie, gęste, przytłaczające i praktycznie pozbawione zbędnych wypełniaczy.

„Omens” przynosi fanom 10 nowych utworów o łącznym czasie lekko przekraczającym 41 minut. W czasie tym dzieje się naprawdę wiele ponieważ udało się tu uniknąć mielizn. W zamian za to otrzymujemy takie mocne fragmenty jak „Ditch”, „Vanishing”, „Denial Mechanism” czy też „To The Grave”. Wszystkie te utwory utrzymane są w co najmniej średnim tempie przez co  duża część albumu bardzo fajnie „galopuje”.

Wyraźne zwolnienie prezentuje dopiero „Gomorrah” oraz zamykający całość „September Song”. Poza tym jest szybko, ciężko i wyjątkowo treściwie. Wszystko to sprawia, że „Omens” słucha się bardzo dobrze i sporo fragmentów zwyczajnie wpada w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu czyli zupełnie inaczej niż w przypadku poprzedniego wydawnictwa.

„Omens” z pewnością nie wskoczy do zespołowego TOP3 ale jest to album dający wyraźny sygnał, że Amerykanie potrafią jeszcze stworzyć coś ciekawego i momentami odbiegającego od wypracowanego przez siebie stylu. Fani zespołu powinni być zadowoleni a może z pomocą kilku fragmentów uda się pozyskać nowych słuchaczy? Całkiem możliwe ponieważ „Omens” ma do tego sporo argumentów.

Moja ocena -> 7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *