Killing Joke (2003)

killing jokeSiedem lat (od świetnego Democracy) musieli czekać fani na nowy – pierwszy w XXI wieku – album Killing Joke. Czy drugi „beznazwowy” krążek w dorobku zespołu był tego warty? Jakby to powiedział były premier: „yes, yes, yes!!!”. Killing Joke w wersji 2003 również jest wybitny. Jest też na swój sposób fenomenem: brzmi jednocześnie nowocześnie i klasycznie. Już od pierwszych dźwięków „The Death & Ressurection Show” czuć, że mamy do czynienia właśnie z ekipą Colemana. Gitary są od razu rozpoznawalne ale jednocześnie jakby świeższe i bardziej wyraziste niż na Pandemonium. W błąd może początkowo wprowadzić Jaz brzmiący delikatniej niż zwykle. Ale po kilkudziesięciu sekundach od startu uruchamia swój „wydzier” i już wszystko znajduje się na swoim miejscu a sam utwór daje słuchaczowi porządnego kopa. Jednak ten kop jest niczym w porównaniu z uderzeniem, które serwuje nam trio: „Asteroid”, „Implant” oraz „Blood On Your Hands”. Pierwszy miażdży już samym pomysłem na utwór. W drugim standardowe darcie się Colemana świetnie współgra z normalnym śpiewem i szeptem. Dodatkowo szczególnie ciekawa jest tematyka tekstu. Jaz słynie ze swojego ekscentryzmu, wszędzie widzi spiski ale przyglądając się temu co się dzieje wokół zaczynam się zastanawiać czy właśnie czasem nie do tego dąży świat? I nie chodzi mi tu tylko o ten jeden tekst Colemana. Ostatni członek tria – „Blood On Your Hands” to rzecz, która próbuje uświadomić słuchaczowi kto tak na prawdę rządzi na Ziemi. I niech ktoś powie, że tak nie jest. Co jeszcze? Mamy tu bardzo przebojowego „Seeing Red” (oczywiście tę przebojowość trzeba przełożyć na grunt zespołowy a nie medialny;) Album z 2003 roku zawiera też jeden z najpiękniejszych utworów w dorobku KJ – „You’ll Never Get To Me”. Tu – zachowując swój styl, tożsamość i nie sprzedając się za drobne – Coleman z ekipą zaprezentowali coś niesamowitego, coś co można by puścić w mediach gdyby w tych mediach puszczano muzykę a nie twórczość rynsztokową. Utwór jest piękny, genialny, koniecznie trzeba go poznać. Jedziemy dalej. KJ serwuje słuchaczom ciekawostkę w „Total Invasion”. Tu w zwrotkach mamy szept Colemana. I to nie taki normalny – brzmi on jak jakaś tajemnica przekazywana na ucho przez pacjenta zakładu psychiatrycznego. Bardzo ciekawy i oryginalny motyw.  Swoje inne oblicze zespół ukazuje też w „Dark Forces”. Motyw przewodni kojarzy mi się ze stroną Imperium w Gwiezdnych Wojnach. Cały utwór brzmi jakby był stworzony przez ciemną stronę mocy:) Tych, co jeszcze nie do końca czują się usatysfakcjonowani, z pewnością zmiecie zamykający płytę „The House That Pain Built” z rzeźnickimi, topornymi refrenami. Wielkimi krokami zbliża się podsumowanie a wraz z nim seria ochów, achów i peanów na cześć KJ. Album z 2003 roku jest kolejną genialną pozycją w ich dyskografii. Powala tutaj jakość zaprezentowanego materiału i jak zwykle brzmienie gitar. Właśnie tu podoba mi się najbardziej, szczególnie w „Blood On Your Hands” i w motywach przed refrenami w „Implant”. W świetnej formie znajdował się wtedy Coleman, który oprócz swoich standardów dodaje też trochę nowości. Na płycie bębni Grohl – nie powiem żebym się rozpływał nad tym faktem, nie za bębny kocham tę kapelę. Jako ciekawostkę można uznać fakt, iż KJ-2003 to jedyny album w dyskografii grupy z logiem Parental Advisory na okładce.

Na koniec temat „okołopłytowy”.  Bezimienny z 2003 roku jest chyba najtrudniej dostępnym albumem w dyskografii KJ. Długo polowałem na niego na allegro, jeśli już się pojawiał to w kosmicznych cenach. Ostatecznie swoją kopię dorwałem na niemieckim e-bayu za śmieszne 6 euro z przesyłką. Problem w tym, że sprzedający nie miał PayPala i przelew musiałem zrobić „ręcznie” do jakiegoś niszowego banku w Bawarii. Ostatecznie jeden z naszych kochanych polskich banków zgolił mnie na prowizji tak, że wyszło mi  zdecydowanie drożej niż z allegro. Za „pośrednictwo” skasowali ok.90zł. Gdy poszedłem wyjaśnić sprawę tłumaczyli, że jest to standardowa minimalna opłata za przelew do obcego banku dla przedziału 0-10000 euro… Z mojego drugiego konta za ten przelew zapłaciłbym 10-15% transakcji. No cóż – mam nauczkę na przyszłość żeby uważać na oferty banków i nie robić niektórych rzeczy na wariata. A płyta była warta nawet tych >100zł.

Moja ocena – > 10/10

NOWA WERSJA RECENZJI POCHODZI Z 22.04.2013, STARA NATOMIAST Z 12.10.2011 ROKU – ZNAJDUJE SIĘ PONIŻEJ. WERSJA 2.0 POJAWIŁA SIĘ TU PONIEWAŻ DOSZEDŁEM DO WNIOSKU, ŻE V.1.0 KULEJE POD NIEKTÓRYMI WZGLĘDAMI I TROCHĘ ODJEŻDŻA OD TEMATU PODCZAS GDY POWINNA SKUPIAĆ SIĘ NA PŁYCIE;)

Kilka miesięcy polowania i w końcu się udało. Kupiony za rozsądne pieniądze Killing Joke znalazł się w moim odtwarzaczu. Nie wiem czy Zuma wypuściła niewielki nakład tego albumu czy może jest jakiś inny powód jego deficytu. Z pozostałymi albumami raczej nie ma problemów, można je bez problemu kupić w sklepach internetowych, serwisach aukcyjnych jak i sieciówkach z muzyką. KJ w polskich sklepach muzycznych widziałem ostatni raz kilka lat temu, na allegro od czasu do czasu pojawiają się używane egzemplarze w złodziejskich cenach, na ebayu jest podobnie (z tym że przeważnie jeszcze drożej). Ja kilka godzin temu zostałem szczęśliwym posiadaczem nowego, zafoliowanego egzemplarza prosto z Niemiec. Do tej pory zawartość płyty znałem (załóżmy że) z YouTube:) Zatem skok jakościowy między utworami z internetu a dźwiękiem z płytki jest (jak zwykle) ogromny. A sam album? Genialny, ścisła czołówka w ich dyskografii. Właśnie w tym stylu Killing Joke najbardziej mi odpowiada, od pierwszych sekund brzmienie gitar zdradza z kim mamy do czynienia, wokal z początku może trochę zmylić ale chwilkę później już wiadomo, że to Jaz. Wszystkie utwory trzymają bardzo wysoki poziom (moja ulubiona trójka: Asteroid, Implant, Blood On Your Hands) i nie ma tutaj żadnych zapychaczy. Ciekawostką jest fakt, że na płycie „bębni” Dave Grohl*. Kupa ludzi zachwyca się tym faktem, dla mnie rewelacji nie ma bo bębny zawsze były dobre. Swoją drogą Killing Joke lubimy za coś innego niż instrumenty perkusyjne;)

9 myśli nt. „Killing Joke (2003)”

  1. cześć:) bardzo spodobał mi się komentarz dotyczący bębnów. też miałem takie wrażenie że to że gra grohl to nie jest coś specjalnego. osobiście bębny i produkcja najbardziej podoba mi się na absolut dissent. youth ma świetne podejście do brzmienia. teraz za to katuję hosannas nie nie mogę się od niej uwolnić 🙂 przypomina mi trochę klimatem filth pig ministry którą uwielbiam:) pozdrawiam!

    1. też miałem taki etap hosannowy.teraz mi przeszło ale za niedługo na pewno wróci:) a na dniach premiera ich nowego krążka.na amazonie można posłuchać 30sekundowych zapowiedzi wszystkich utworów.po kilku sesjach z nimi mam mieszane uczucia.oby efekt końcowy był lepszy niż to co jest zawarte w urywkach.

  2. rzeczy typu zapowiedzi, single, przesłuchania płyty ze strony internetowej zespołu staram się omijać szerokim łukiem bo może mnie ominąć element zaskoczenia. robię tak tylko z rzeczami niepewnymi i nieznanymi a do KJ już zdążyłem się przekonać na dobre:) jakiś czas temu się złamałem i przesłuchałem in cythera, ale nie zamierzam się tym katować ani szukać przecieków przed wydaniem płyty. z tego co się zorientowałem, też należysz do fanów fizycznego wydania a nie znając muzyki przed kupnem, ma się większy fun:) jak dla mnie wiosna zapowiada się ciekawie 🙂 oprócz KJ, wychodzi nowa płyta the mars volta no i pojawił się nowy springsteen którego jeszcze nie słuchałem bo nie mam na to teraz nastroju, ale na pewno sięgnę bo to mój wykonawca top 5 w ostatnich kilku latach 🙂

    1. tak jak piszesz – jestem fanem wydań fizycznych oryginalnych i całej otoczki związanej z zakupem, otwieraniem i poznawaniem wydawnictwa. kiedyś miałem parcie żeby płyty ulubionych wykonawców mieć już w dniu premiery, teraz troszkę odpuściłem ale i tak bardzo szybko nabywam to i tamto i zazwyczaj parę groszy zaoszczędzam. W większości przypadków krążki kupuję w ciemno, tylko na najnowszym Machine Head się trochę zawiodłem, reszta była na takim poziomie jakiego oczekiwałem. na zapowiedź KJ trafiłem na amazonie jak sprawdzałem ile będzie kosztował w UK bo czasem bardziej opłaca się stamtąd ściągnąć niż u nas w sklepie kupować. no i Anglicy będą mieli KJ za 9 funtów gdzie u nas pewnie za 50-60zł. wracając do zapowiedzi: rapture słyszałem już dawno na YT – bardzo dobry utwór, in cythera trochę odbiega od tego co zespół robił ostatnio, z resztą z tych 30sekundowych urywków można wywnioskować, że album będzie bardziej zróżnicowany niż kilka ostatnich: coś jakby przekrój przez całą twórczość.
      też nie mogę narzekać na wiosnę: na dniach nowy Overkill (zapowiada się na kandydata do metalowej płyty roku), kilka dni później KJ, w okolicach końca kwietnia Testament a później w czerwcu Fear Factory. krążą też plotki o nowym Slayerze także ogólnie będzie dobrze:)

  3. Dla mnie to w dalszym ciągu najlepsza płyta rockowa XXI wieku. Może przesadzam ale “The Death & Resurrection Show” to dla mnie kawałek na miarę „The End” Dorsów

    1. Ja właśnie przeżywam -nastą falę fascynacji tą płytą, piłuję ją na sprzęcie od jakichś 10 dni i nawet nie zapowiada się żeby w najbliższym czasie coś miało się zmienić;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *