Killer Be Killed

killer be killedZ supergrupami bywa różnie. Raz z takich połączeń rodzi się coś wspaniałego, wyjątkowego i ponadczasowego, innym razem z kolei twór powstały z połączenia kilku wybitnych indywidualności nie jest w stanie unieść ciężaru oczekiwań. Idea Killer Be Killed narodziła się w 2011 roku, montowanie całego składu zajęło trochę czasu no i na debiutancki krążek przyszło nam czekać do tego roku. A propos składu – fanom ciężkiego grania takie nazwiska jak Cavalera, Sanders, Puciato i Elitch z pewnością podnoszą ciśnienie. No dobra – robią to pewnie pierwsze trzy, ostatnie nie powala;) Swego czasu ktoś stwierdził, że nazwiska nie grają. Dotyczyło to zupełnie innej branży bo (z tego co pamiętam) piłki nożnej ale tutaj również sprawdza się znakomicie. Każdy z muzyków prezentuje totalnie inny styl, inny odłam metalu/rocka. Problem w tym, że chyba za bardzo nie wiedzieli jak to wszystko razem zebrać do kupy i połączyć w taki sposób aby miało to ręce i nogi. W efekcie otrzymujemy coś co najbardziej zbliżone jest do kolejnego klona Soulfly/Cavalera Conspiracy tylko dla odmiany z 3 wokalistami zamiast jednego. Absolutnie nie jest to żaden zarzut! Chociaż pozostaje niedosyt bo po takiej wybuchowej mieszance oczekiwałem czegoś więcej. Całość zaczyna się całkiem przyjemnie. „Wings Of Feather And Wax” ma porządnego kopa ale czar pryska gdy pojawia się refren. Czterech kolesi w kapelach macierzystych gra ciężko i pokrętnie a tu pojawia się coś na kilometr śmierdzącego nu metalem?! Dajcie spokój… Nu metalowy zapach unosi się tu jeszcze w wielu innych fragmentach. Fakt faktem – nie jest to jakiś szczególny obciach ale chluby to nie przynosi. W ogóle jest dość duży problem jeśli chodzi o jakość stworzonego materiału. Z jednej strony trudno się do czegokolwiek przyczepić: albumu słucha się przyjemnie, te 40 parę minut z nim spędzonych mija szybko i bez wielkich dłużyzn. Problem w tym, że w sumie mało zostaje w głowie i ciężko znaleźć tu coś wybijającego się ponad resztę. 11 kawałków prezentuje podobny poziom i styl (oprócz zamykającego całość „Forbidden Fire”), mnie osobiście najbardziej podchodzą te, w których główne skrzypce gra Puciato: „Fire To Your Flag” czy też „Snakes Of Jehovah”. Reszta wstydu nie robi ale również nie porywa. W efekcie tego Killer Be Killed zostanie raczej sezonowym albumem, o którym za kilka lat mało kto będzie pamiętał.

Moja ocena -> 6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *