Debiut KNŻ ciężko nazwać pełnoprawnym wydawnictwem studyjnym. Niby wszystko jest jak trzeba ale nie do końca, nawet napis na okładce zdradza, że projekt nie uformował się jeszcze do końca. Dla mnie krążek ten jest bardzo udaną składanką: są tu przeróbki utworów solowych Kazika, Kultu, covery: Dead Kennedys („Kalifornia Ponad Wszystko”) oraz Zaciera („Odpad Atomowy”) oraz kilka kawałków premierowych. Wszystko to podane jest w bardzo smacznym, gitarowym sosie. W takiej konwencji najwięcej zyskują kazikowe solówki, które w większości brzmią o wiele lepiej niż pseudo-rapowe oryginały. Chyba najlepszym przykładem będzie tu „Świadomość” – utwór o wiele bardziej dynamiczny i agresywny niż jego wersja „podstawowa”, która u Kazika solo ginęła w tłumie. Podobna sytuacja ma miejsce w wypadku „100 000 000” i zasadniczo całej reszty przeróbek. Oryginały nie są złe(chociaż po ponad 20 latach brzmią archaicznie i troszkę kiczowato) ale jako fan gitarowego grania wolę wersje KNŻ – te mimo upływu lat nie zestarzały się jakoś wybitnie i nadal brzmią w miarę świeżo. KaeNŻetowska „Celina” też wchodzi o wiele łatwiej niż wersja z Taty Kazika no ale to już zupełnie inna bajka. Album bardzo ciekawie prezentuje się pod względem tekstów. Raz jest na luzie – bardzo fajny „Odpad Atomowy” czy też „Biały Gibson”, innym razem poważnie. Dostaje się m.in. artystom i Wałęsie. Na szczególną uwagę zasługuje kawałek „Nie Ma Litości”. Szkoda, że myśl przewodnia tego utworu nie ma zastosowania w praktyce. Bardzo przydałoby się to „w kraju gdzie normą jest nienormalność”, gdzie m.in. zwyrodniała matka odstawiająca szopkę przed narodem i ukrywająca zwłoki swojego dziecka w ruinach jest „gwiazdą telewizji”….. Wracamy do tematu. Debiutu KNŻ słucha się bardzo dobrze jednak nie jest to jeszcze w pełni ukształtowany twór co czuć w niektórych momentach, w których zespół lekko błądzi i nie za bardzo wiadomo w którym kierunku chce podążyć („300 000 000”). Nie zmienia to faktu, że krążek spokojnie można postawić na półce obok pozostałych wydawnictw grupy z lat 90-tych. Nie jest tu tak świetnie jak np. na PPP (najlepszym w dyskografii) ale i tak jest dobrze.
Moja ocena -> 8/10
TRochę się nie zgodzę, owszem sa tu utwory z solowej działalności Kazika, ale podane wybornie i nie czuję że to składak i że nie ukształtowany styl. Oczywiście to moje wrażenia. Ja bym dał dyche. A utwór „Odpad Atomowy”, to nie dam sobie głowy uciąć ale czy to nie jest jakiś kower?
Tak jak napisałem – „Odpad Atomowy” to cover Zaciera;)
Drugi blog w ciągu tygodnia, na którym znajduję notki o starych płytach kazikowych 🙂
Po pierwszej płycie nie wiadomo było jaki kierunek obiorą panowie, zwłaszcza, że i skład nie był jeszcze ustabilizowany. Bo nawet bluesowy zamykający kawałek, taki w sumie żart, mógłby stanowić wyznacznik kolejnych muzycznych dzieł KNŻ.
Miło będzie móc czasem rzucić okiem na twórczość osoby o podobnych zainteresowaniach muzycznych 🙂
no patrz napisales ale nic mi tto Zaciera nie powiedziało szczerze mówiąc, a niby tak uwaznie czytam. w sumie to nie wiem jak leciał oryginał
Zacier to jest taki ich koleś – ten w garnku na głowie i balonikami z helem na koncercie Kultu bez prądu:) Tu masz oryginał: http://www.youtube.com/watch?v=NT8387A-O8c
mama prosiła bym się z Tobą nie spotykał 😉