Kadavar – I Just Want To Be A Sound

kadavar i just want to be a soundPamiętam jak około 10 lat temu ekipa Kadavar w ekspresowym tempie podbiła moje serce serwując dużą dawkę mojego ulubionego stonera ale w formie trochę innej niż wiele kapel, które znałem już wcześniej. Berlińczycy bowiem ubrali stonera w retro szaty rodem z lat 70tych. Mieli przy tym niesamowitą umiejętność pisania chwytliwych utworów i do dziś na moich głośnikach często goszczą chociażby „Dust” czy „Fire” z ich drugiego albumu.

Z każdym kolejnym albumem muzyka Kadavar ewoluowała wplatając w dotychczasowy styl elementy klasycznego hard rocka, rocka psychodelicznego a później grania progresywnego i tego spod szyldu kraut i space. Niekoniecznie było mi po drodze z niektórymi wyborami Berlińczyków ale muszę przyznać, że każdy ich album miał w sobie coś wyjątkowego i przyciągającego zatem bardzo ucieszyłem się na wieść o nadchodzącym nowym wydawnictwie bo przecież poprzedni „pełniak” ma już 6 lat, po nim były jeszcze taśmy pandemiczne i kooperacja z Elderem.

Pierwsze przesłuchanie utworu tytułowego wywołało u mnie sporą konsternację. W „I Just Want To Be A Sound” zespół zapuścił się w rejony tak daleko odbiegające od tych, przy których ich poznałem, że w sumie nie za bardzo wiedziałem co myśleć o tym utworze. Stonera i rocka w nim nie uświadczymy, sporo tu natomiast popu i przebojowości z okolic chociażby Abby. Zaskakujące, nie?

Ciekawa jest również sama historia zwrotu „I Just Want To Be A Sound”. Utwór przy kolejnych odtworzeniach „przyswaja się” ale nadal ciężko uwierzyć w to, że to ten sam zespół, który nagrał chociażby „Berlin”.

„Hysteria” czyli drugi „spoiler” przed premierą to utwór zdecydowanie bardziej rockowy, jednak nadal daleko odbiegający od wcześniejszych dokonań Kadavar. Bardziej swojsko można poczuć się dopiero przy „Regeneration”, w którym jest sporo ducha wcześniejszej twórczości zespołu. Chociaż i tu odnajdziemy udziwnienia w tylu odgłosów syntezatora.

Krótko przed premierą zespół zaprezentował jeszcze „Scar On My Guitar” – rzecz najbardziej klasyczną i typowo gitarową czyli coś do czego przez lata przyzwyczaiła nas ekipa z Berlina. Po przesłuchaniu tych 4 utworów bardzo trudno było zbudować jakąkolwiek sensowną koncepcję tego, jak w ostatecznym rozrachunku będzie wyglądać nowy album, czego się po nim spodziewać.

W czasie słuchania w zasadzie niewiele się zmienia ponieważ np. zaraz po popowym „Let Me Be A Shadow” zespół serwuje słuchaczom „Sunday Mornings”, który przez prawie połowę czasu trwania opiera głównie na dźwiękach elektronicznych. Dopiero później robi się bardziej rockowo a kulminacją utworu jest świetna, bardzo charakterystyczna i wpadająca w ucho, końcówka. Pozostałe utwory z łącznej dziesiątki nagranej na potrzeby „I Just Want To Be A Sound” również nie udzielają jasnej odpowiedzi.

Ostatecznie przy pierwszym poznaniu nowy album Kadavar wydaje się być zlepkiem chaosu i średnio ze sobą powiązanych elementów, które niespecjalnie zachęcają do dalszego poznania. Jednak warto dać temu krążkowi szansę ponieważ każdy kolejny odsłuch to nowe doznania i odkrycie kolejnych elementów, które w końcu zaczynają składać się w sensowną całość.

Nie jest to na pewno najlepszy album w dorobku Berlińczyków ale z pewnością jest najbardziej zaskakujący i odważny. Trzeba dużej odwagi aby odejść aż tak daleko od wydeptanej ścieżki. Chociaż Kadavar każdym kolejnym albumem udowadniał, że sam sobie te ścieżki wyznacza.

Moja ocena -> 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *