Górskie podsumowanie 2012 roku

zawratW tym roku lato wybitnie nas nie rozpieszcza, jeszcze dobrze nie zdążyło się rozgrzać a już zrobiło się zimno, w pełni słoneczne dni też można na palcach policzyć. Zmian na horyzoncie nie widać, poza tym są inne rzeczy na głowie, drugiego wypadu w Tatry w tym roku nie będzie także czas na podsumowanie górskie v. 2012:) Nauczeni doświadczeniem z lat ubiegłych udaliśmy się kupić bilety do Zakopanego ponad 2 tygodnie przed wyjazdem. Oczywiście kuszetek już nie było, miejscówek też nie więc podróż Szczecin-Zakopane została rozbita na 2 części z przesiadką do autobusu w Krakowie (oczywiście Szczecin-Kraków też bez kuszetek ale za to z miejscówkami….:)

mokoDzień 1. Po 12,5 godzinach w 2 klasie i ponad 2 w autobusie dostaliśmy się w końcu do Zakopanego. Szybkie zakupy i uciekamy jak najdalej od centrum. Plan na pierwszy dzień wybitnie trudny i ambitny nie był klik – wystarczyło dostać się na Morskie Oko czyli punkt startowy na kilka kolejnych dni. Dzień przed wyjazdem okazało się, że lawina uszkodziła szlak na Rysy i ten został zamknięty do odwołania. Czyli jeden cel nam odpadł. Droga na Morskie z Palenicy jak zwykle długa i nudna. Jedyne co rzucało się w oczy to mała ilość ludzi. Wtedy zwalaliśmy to na późną godzinę, okazało się jednak, że ludzi w Tatrach ogólnie było mniej, na Morskim chyba ze względu na zamknięte Rysy. Po dłuższym spacerze docieramy w końcu w okolice punktu docelowego. Widoki jak zwykle niesamowite klik. Po zapoznaniu się z sytuacją idziemy wypoczywać nad Morskie. Jak się okazało nie tylko my korzystaliśmy z pustki nad stawem klik (a tu przydał się zoom klik klik:). Później przyszedł czas na zapoznanie się z sytuacją schroniskową. Nigdy tam jeszcze nie spałem, czytałem tylko, że na nowe schronisko nie ma co liczyć i od razu trzeba „atakować” stare. Nocleg wykupiony, miejsce na podłodze w kuchni zarezerwowane. Przed 22 okazało się, że ktoś nie dotarł, ktoś odwołał rezerwację i w ten sposób załapaliśmy się na łóżka w kilkunastoosobowej sali. Ciekawa sprawa bo zazwyczaj w sezonie jest praktycznie niemożliwe, zwłaszcza w weekend z soboty na niedzielę. A samo schronisko? Bardzo fajne, klimatyczna kuchnia, porządna łazienka z 2 WC, prysznicem i świetnym sprzętem do suszenia ciuchów. Jedyny mankament? Podłoga w cenie najtańszego łóżka czyli za prawie 40zł. Drogo… Ale i tak taniej niż na Słowacji;)

dolina za mnichemDzień 2. klik Pobudka przed 5:00 i dzień rozgrzewkowy:) Trasa technicznie banalna z Morskiego na Szpiglasowy. 2 lata temu szedłem w odwrotnym kierunku. Teraz podchodziliśmy Ceprostradą, droga jest cholernie długa, pozawijana i przez to nachylenie jest niewielkie. Pogoda z początku idealna klik. Widoki ze szczytu jak zwykle piękne Piątka i Ciemnosmreczyńska Dolina ale 2 lata wcześniej była zdecydowanie lepsza pogoda – teraz zaczęła się psuć. Zejście tą samą drogą z podziwianiem wspinaczy „mnichowych” klik. Na krzyżówce ze szlakiem na Wrota Chałubińskiego zrobiliśmy mały offroad za wspinaczami pod Mnicha. Widoki niesamowite klik. Sam szczyt, który od Morskiego Oka robi ogromne wrażenie, z drugiej strony „traci na wartości” i już taki straszny nie jest:) Fajnie wygląda Żleb pod Mnichem z góry klik. Ledwie zdążyliśmy wrócić do schroniska i pogoda się totalnie załamała i przez kilka godzin lało…

chłopekDzień 3. Pierwsza grubsza wyprawa – na Mięguszowiecką pod Chłopkiem klik. Moje 4 albo 5 podejście, wcześniejsze kończyły się odwrotem na Czarnym Stawie załamaniem pogody albo w ogóle się nie zaczynały bo spadł śnieg. Teraz zapowiadało się dobrze. Fajnie prezentował się księżyc idealnie na przełęczy klik a w dalszej części trasy koliba położona „niedaleko” Czarnego Stawu klik. Po drodze trafiliśmy na kilka niezbyt atrakcyjnych wizualnie czap śnieżnych klik. Troszkę dalej duże wrażenie robi fragment szlaku biegnący bardzo blisko i przez strumień/wodospad. Fajna atrakcja:) Po kilkunastu dalszych minutach pojawiają się pierwsze trudniejsze fragmenty klik – robi się bardziej stromo i nie ma żadnych zabezpieczeń (chyba w sumie dobrze). Pierwsza klamra dopiero dalej klik. A tu chyba najcięższy fragment przed Kazalnicą klik. Dalej już zdecydowanie łatwiej, niestety zaczęła się psuć pogoda. W końcu dotarliśmy na Kazalnicę klik i rozpoczął się atak na ostatnią część szlaku klik. Po kilkunastu minutach, kilkaset metrów od celu pogoda totalnie się załamała klik i zrobiliśmy odwrót. Na Kazalnicy aura się szybko poprawiła klik, niestety zostałem przegłosowany i drugiego podejścia już nie robiliśmy. W sumie dobrze bo po zejściu nad Morskie dorwała nas burza i ulewa, tak byśmy pewnie byli przed Czarnym. Zejście tą samą drogą z załamaniem pogody, za chwilę poprawą itp. Udało się uchwycić Morskie z wysokości klik. Prognozy pogody na kilka najbliższych dni były niezbyt optymistyczne także po krótkim odpoczynku spakowaliśmy się i ruszyliśmy do Zakopanego. Sam szlak na Chłopka bardzo ciekawy, chyba najlepszy na którym byłem, świetne widoki (jak akurat chmur nie ma:), kilka trudniejszych miejsc (ale bez przesady;), nie ma tu zbędnych zabezpieczeń tak jak w niektórych miejscach na Orlej i jest zdecydowanie mniej ludzi, całość jak dla mnie co najwyżej średnio trudna, męcząca bo szybko robi się wysokość, ale wyżej momentami idzie się na czworaka także nie jest źle. Mam nadzieję, że w 2013 w końcu uda się dojść do punktu docelowego:)

Dzień 4. Regeneracja w Zakopcu czyli piwak i lenistwo:)

Zachodnie z OrnakiemDzień 5. Pogoda z samego rana była paskudna, ok. 9 się poprawiło więc postanowiliśmy wypełnić założoną misję klik. Dojazd do Kuźnic busem i stamtąd z buta. Pierwszy raz szedłem lewą odnogą szlaku do schroniska na hali. Jest ona zdecydowanie fajniejsza, mniej ludzi, z daleka omija się Kalatówki klik, po godzinie z hakiem docieramy do schroniska klik. Stamtąd podejście na Przełęcz pod Kondracką Kopą klik. Droga sama w sobie banalna ale cholernie męcząca co przy warunkach pogodowych (lekki tropik) było ciężkie ale w końcu się udało klik. Stamtąd podejście na Kondracką no i zaczynamy Czerwone Wierchy. Najpierw przejście na Małołączniaka klik. Oczywiście popsuła się pogoda i zaczęło padać. W oddali grzmiało, całe szczęście, że burze przeszły nad wysokimi a później nad słowackimi zachodnimi. Z ciekawszych widoków Krzesanica i sama końcówka klik. Z krzyżówki zejście zielonym szlakiem do Tomanowej Doliny klik. Pierwszy raz tamtędy szedłem, bardzo ładny szlak, piękne widoki, kilka ciekawych miejsc. Zdecydowanie lepsza opcja niż zejście czerwonym (nawet jak się opcją zieloną schodzi godzinę dłużej – warto!). Od czasu do czasu pojawiła się jakaś kozica klik. Samo przejście Tomanową fajne klik, większość czasu idzie się lasem ale bez jakichś dłużyzn. Później chwila przerwy na jedzenie na Ornaku klik i powrót w ulewie do Kir i stamtąd do Zakopanego. Cała trasa technicznie banalna, bardzo ładna widokowo, czuć tu niesamowitą przestrzeń.

halaDzień 6. Czyli z buta z Zakopca na Piątkę przez Zawrat klik. Ruszamy z Kuźnic żółtym na Wielką Królową Kopę i stamtąd do Murowańca. Przed schroniskiem przerwa, w oddali grzmi. Zastanawialiśmy się nad opcją spania w Muro (co dziwne – były wolne miejsca). Ale po chwili się przetarło i ruszyliśmy wg planu. Nad Stawem Gąsienicowym szybki rzut oka na jutrzejszy cel wyprawy klik i ruszamy dalej. Troszkę wyżej bitwa na śnieżki klik. I zaczynamy podejście na Zawrat. Szlak robiłem 3 raz, 2 wcześniejsze schodziłem, teraz był debiut podchodzeniowy. Jak dla mnie najgorsze jest dojście do łańcuchów (męczy), później jest już tylko lepiej klik. Sam widok z przełęczy (na samym początku wpisu) wynagradza wszelkie trudy;) Chwila odpoczynku i rozpoczynamy zejście do schroniska klik. Po jakimś czasie wyłania się schronisko klik. Co ciekawe – na miejscu w miarę pusto, nie ma też problemu z noclegiem – od ręki dostajemy pokój 4osobowy. Od mojej ostatniej wizyty 2 lata temu dużo się tam zmieniło: pojawiły się dodatkowe wc i prysznice, jest ciepła woda, ładowarki do telefonów i internet. Zawiewa Europą;) Co do samej trasy: Kuźnice – Wielka Królowa Kopa koniecznie żółtym szlakiem, na o wiele krótszym odcinku zdobywa się wysokość i sama trasa jest o wiele ciekawsza i łatwiejsza. Niebieskim piłuje się praktycznie cały czas pod lekką górkę po niewygodnej drodze z kamieni. Od Kopy do schroniska spacerek. Od Murowańca pod Zawrat szlak łatwy ale męczący, za Stawem Gąsienicowym praktycznie cały czas pod górę. Człowiek odpoczywa dopiero na łańcuchach gdy część podchodzenia opiera się też na rękach. Zejście z Zawratu do Piątki banalne, trochę daje po kolanach, warto mieć opaski.

PiątkaDzień 7. Czyli to co prawdziwe tygrysy lubią najbardziej – Orla na raz klik. Pobudka o 4, wyjście lekko po 5. Pogoda z rana piękna klik tylko cholernie zimno -> 6 stopni. Podchodząc pod Zawrat człowiek się trochę rozgrzał, dodatkowo zrobiło się cieplej także szybki przeskok w trochę lżejsze rzeczy przed rozpoczęciem trasy właściwej klik. Z Małego Koziego ładny widok na Halę Gąsienicową. Po chwili pierwszy cięższy fragment klik. A tak to wygląda z dołu klik. Po jakimś czasie załapałem się do najnudniejszej roboty na świecie klik. Stamtąd już niedaleko do drabinki klik na Koziej Przełęczy. Stamtąd zaczyna się atak na Kozi Wierch przez Kozie Czuby klik. Stamtąd zejście wyyyysokim kominem klik i rozpoczyna się podejście właściwe klik. Na Kozim Wierchu połowa ekipy zrezygnowała także resztę trasy robiliśmy we dwójkę. Po lekkim zejściu rozpoczyna się szlak w stronę Granatów klik. Po jakimś czasie dochodzi się do Żlebu Kulczyńskiego klik – ten robi duże wrażenie, po mokrym bym tędy nie schodził:) Po chwili szlak odbija w prawo klik i prowadzi do efektownego komina klik. Za plecami widok na to co już przeszliśmy klik. Dalsza część Granatów bez większych udziwnień, po pewnym czasie dochodzi się do Skrajnego klik. Lekko za Kozim Wierchem zaczęło się chmurzyć, pod koniec Granatów w oddali już grzmiało i zaczęła padać mżawka zatem ostatni fragment na Krzyżne mieliśmy z dodatkowym, mokrym utrudnieniem. Z ciekawszych rzeczy na początek druga drabinka klik. Pogoda robiła się coraz gorsza klik klik. Przed połową drogi padało już konkretnie klik, co ciekawe Piątka była cała widoczna, Gąsienica natomiast w ogóle nie klik. Po drodze kolejny komin klik i po jakimś czasie docieramy na Krzyżne klik skąd już w ulewie, po mokrych kamieniach schodzimy przez ponad 1,5h do schroniska – niezapomniana podróż:) Co do szlaku: odcinek od Zawratu do Koziego Wierchu robiłem drugi raz. Za pierwszym miałem chwile zwątpienia, teraz w ogóle mnie to nie ruszało. Śmieszne jest demonizowanie drabinki, moim zdaniem o wiele cięższy fragment jest na zejściu z Kozich Czub. Chyba jest to w ogóle najtrudniejszy fragment Orlej, może nawet nie tyle najtrudniejszy co najbardziej niebezpieczny. Odcinek od Koziego do Kulczyńskiego banalny. Zejście żlebem na sucho proste, na mokro raczej bym nie próbował bo zjechać tam łatwo. Dalsza część Granatów bez większych trudności. Kolejny demonizowany moment – metrowe przejście nad „przepaścią” też przereklamowany;) Odcinek od Skrajnego Granatu na Krzyżne pamiętam jak przez mgłę, warunki były tragiczne, bardziej skupiałem się na pewnym stawianiu kroków i trzymaniu się łańcuchów żeby nigdzie nie zjechać niż podziwianiu widoków. Ewidentnie ten odcinek do ponownego zrobienia:) Wiele osób odradza robienie Orlej na raz: bo to niby zbyt męczące itp itd. My bez zbędnego forsowania tempa, z dużą ilością przerw zrobiliśmy całość coś w okolicach 30-60 minut poniżej czasu z mapy. Także wynik raczej niezły i to bez jakiegoś zajechania się. Z Orlej nadal najbardziej podoba mi się fragment Zawrat-Kozi: dużo tu ciekawych momentów, co chwilę idzie się granią, widoki niesamowite. Dalsza część opiera się bardziej na chodzeniu bokiem i omijaniu grani – zwłaszcza na ostatnim odcinku. Jak zrobię go jeszcze raz to może zmienię zdanie. Na chwilę obecną prowadzi Zawrat-Kozi:)

ekipaDzień 8. Po kolejnym noclegu na wygodnym łóżku i smacznym śniadaniu spakowaliśmy się i wyruszyliśmy na Polanę Palenicę klik. Chcieliśmy wracać do Zakopanego przez Kozią Przełęcz ale po tylu dniach chodzenia nikomu już się nie chciało;) Szybkie pożegnanie ze schroniskiem i ruszamy klik. Wybraliśmy zielony szlak, który jest zdecydowanie bardziej łagodny od czarnego. Resztę dnia spędziliśmy w Zakopanem. Pod wieczór o 19:20 mieliśmy pociąg bezpośredni do Szczecina – tym razem z kuszetkami. I to nam uratowało życie bo o 19:30 zatrzymaliśmy się na polu pod Poroninem i tam staliśmy ponad 5h. Drzewo zerwało trakcję, był sobotni wieczór i ciężko było zebrać ekipę do naprawy. PKP bardzo się popisało, nikt nic nie wiedział, całe szczęście, że nie jechaliśmy drugą klasą. Na miejscu zamiast o 9:58 byliśmy ok. 15:15. Co nie zmienia faktu, że wyjazd i tak bardzo udany:) Część planów zrealizowana, trochę trzeba odłożyć na przyszły rok: Chłopek do końca:) No i chyba w końcu przyjdzie czas na ugryzienie czegoś na Słowacji. Chociaż odstrasza mnie cena schronisk w granicach 15-20 euro za nocleg w Tatrach Wysokich (mistrzostwo świata: Śląski Dom za 70 euro:D). W Zachodnich jest troszkę lepiej bo już za ok 6-7 euro. Co by nie było – będzie dobrze:)

2 myśli nt. „Górskie podsumowanie 2012 roku”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *