„Naszym rodakom żyje się coraz lepiej. Młodzi ludzie chętnie zakładają rodziny bo ich na to stać: mają swoje 4 kąty, dobrą, perspektywiczną pracę i wysokie zarobki. Służba zdrowia pracuje jak należy: nie ma kolejek do specjalistów, wszelkie zabiegi wykonywane są od ręki. Wszyscy poruszamy się po drogach ekspresowych/autostradach, ewentualnie ultra szybkimi pociągami. Buntownicy, dezerterzy, maruderzy nie mają racji bytu bo tak na prawdę nie ma na co narzekać, przeciwko czemu się buntować i przeciwko czemu protestować…” Pewnie są takie miejsca na Ziemi, w których ludzie mogą tak mówić. My natomiast od ćwierćwiecza żyjemy w „nowej” rzeczywistości, w najwspanialszym i najbardziej efektywnym systemie wymyślonym przez ludzi… Buntownicy, maruderzy i ludzie będący na „nie” mają się bardzo dobrze. Bardzo dobrze ma się również Dezerter, który od ponad 30 lat celnie punktuje i piętnuje różne chore zjawiska zachodzące nie tylko w naszym kraju. W XXI wieku ekipie Matery, Grabowskiego i Chrzanowskiego zdarza się do zdecydowanie rzadziej niż np. w latach 80tych czy 90tych ale jak już się gorycz i niezadowolenie nazbiera to mamy jak w banku, że zespół nagra nowy materiał. Już zapowiadający krążek utwór tytułowy dawał słuchaczom jasno do zrozumienia, że nie ma co oczekiwać rewolucji. Z resztą czy ktoś się jej spodziewał? Dezerter to marka sama w sobie i styl rozpoznawalny „z daleka”. I tak jest również na Większy Zjada Mniejszego. Zespół atakuje nas drażniącą muzyką, Matera śpiewa w drażniący sposób o drażniących i niewygodnych rzeczach. Tego chyba wszyscy się spodziewaliśmy i to otrzymaliśmy. I to ponownie na wysokim poziomie! Już otwierający album „Rząd Światowy” jest porządnym uderzeniem obuchem w łeb(chociaż początkowe kilka sekund mogą lekko zmylić). Obstawiam, że ten kawałek na stałe zagości na koncertowej setliście. Swoją drogą czy tylko mi pierwsze 20 sekund tego utworu kojarzy się z Armią? Brakuje mi tu tylko waltorni Banana. „Paradoks” celnie piętnuje obecną sytuację na świecie. W utworze tym zawarte jest kolejne „motto” stworzone przez Dezertera – „im więcej wolności tym więcej kontroli”. Jakże trafne, nie? Trafne jak tekst kolejnej na krążku „Hodowli Głupków” traktującej o coraz bardziej pogłębiającym się zidioceniu społeczeństwa. W takiej sytuacji warto wprowadzić w życie kolejne „motto” – „nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie; pytaj, co ty sam możesz zrobić dla siebie” (możesz np. pójść na koncert Dezertera;) – „Nie Pytaj”. Chwilą oddechu od drażnienia uszu słuchacza mógłby być „Na Bruk”. Mógłby ale nie będzie ze względu na problem, którego dotyczy. Problem, z którym w naszym kraju spotykamy się praktycznie codziennie. No ale cóż – tak już jest na świecie, że „większy musi zjeść mniejszego!”. Niesamowicie celny jest również „Wróg” i „Koalicja” z kolejną „złotą myślą”, iż „rząd i opozycja to najlepsza koalicja”. Ale o tym każdy racjonalnie myślący człowiek wie już od dawna;) Krążek zamykają „Dzieci Gorszego Boga” i „Ścieki”. Pierwszy z tych utworów najsłabiej do mnie przemawia, „Ścieki” natomiast mają rozluźnić atmosferę ale i tak robią to w dezerterowaty, drażniący i przygnębiający sposób. No i tak kończy się najnowsze dziecko Dezertera – dziecko, które ma jedną zasadniczą wadę w postaci czasu trwania. 33 minuty z lekkim hakiem to zdecydowanie za mało, nawet biorąc pod uwagę, że utworów mamy tu całkiem sporo – 10. Po przesłuchaniu Większy Zjada Mniejszego odczuwamy ogromny niedosyt, który można zaspokoić w jedyny i słuszny sposób – poprzez ponowne odpalenie krążka. Album został nagrany „na analogowo”. Brzmi zdecydowanie brudniej niż jego poprzednik, który był aż za bardzo czysty. W wypadku gatunku reprezentowanego przez Robala i spółkę jest to zdecydowaną zaletą. Trochę się tych plusów nazbierało a wszystkie zebrane do kupy sprawiają, że Większy Zjada Mniejszego to kolejna bardzo mocna pozycja w dyskografii Dezertera. A obserwując polską codzienność bez dwóch zdań można postawić na to, że zespół jeszcze kilkoma krążkami nas uraczy.
Moja ocena -> 8/10