Wymowny tytuł, prawda? W jednym z wywiadów członkowie zespołu powiedzieli coś takiego: „Prawo do bycia idiotą to jedno z nigdzie niezapisanych praw, z którego nasi obywatele tak chętnie korzystają„. Brutalne? Ale jakże prawdziwe. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat można zaobserwować coraz szybciej rozwijający się debilizm wśród naszych rodaków: dzieci epoki MTV – emo/sremo gdzie na ulicy czasem ciężko poznać czy to chłopak czy dziewczyna, cyrk na Wiejskiej, parady równości/normalności/nienormalności/rudych/piegowatych/krzywonogich, obrońcy krzyża itp. Jako postronny obserwator kiedyś patrzyłem na to z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Dziś ogarnia mnie coraz większe zażenowanie tym wszystkim. Stary nie jestem – ćwierćwiecze stuknęło mi dość niedawno – ale już teraz uważam, że kiedyś było lepiej, normalniej. Widać, że ekipę Dezertera też wiele rzeczy boli i irytuje bo po 9 latach studyjnej posuchy zebrali się w sobie i nagrali nowy album – świetny album. Piętnują na nim bolączki dzisiejszego świata: zalew całego globu chińskim gównem („Made In China”), realia rynkowe-gospodarcze(„Ekonomia”). Dezerter nie omija też spraw typowo ludzkich. Będąc normalnym człowiekiem (który jest gatunkiem wymierającym, coraz ciężej znaleźć kogoś innego – normalnego, z zasadami, chociaż nadal jest to możliwe:) ciężko żyć w chorym, typowo konsumpcyjnym społeczeństwie („Jesteśmy Sektą”, „Co Za Czasy?”). No ale cóż, każdy ma „Prawo Do Bycia Idiotą”. Obrywa się też Polakom jako narodowi w „My Polacy”. Świetny jest fragment: „My Polacy, potrafimy wspominać | Wspominamy, aż można się zrzygać”. Nie jest tak przypadkiem? Zamiast zająć się teraźniejszością i przyszłością kupa osób woli się użalać, że kiedyś to mieliśmy źle i usprawiedliwia tym faktem wszystko co jest możliwe. Albo taki „Do Widzenia Na Dzień Dobry” celnie punktujący kolejną złą cechę znacznej grupy społeczeństwa. Wracając do płyty – te 9 lat sprawiło, że materiał tutaj zawarty jest o wiele lepszy od tego z „Nielegalnego Zabójcy Czasu”. Fajnie brzmi „Ratuj Swoją Duszę”, który momentami zajeżdża mi trochę rockiem progresywnym w stylu podchodzącego pod metal Porcupine Tree. Muzycznie jest ciekawie, momentami łagodniej („Kłam”), czasem szybciej i ostrzej (np. „Ekonomia”). Jedynie „Żaden Bóg” mi nie podchodzi, odstaje poziomem od reszty i jest jakiś jałowy. Dobrze, że jest na końcu płyty – zawsze można wyłączyć sprzęt albo puścić od początku. W wersji limitowanej do albumu dorzucona jest płytka DVD z zapisem prac nad albumem i urywkami koncertów. Fajna rzecz ale raczej do jednorazowego obejrzenia.
Moja ocena -> 8/10