Kiedyś poleciłem ten krążek mojemu znajomemu. Gdy jakiś czas później spytałem jak podoba mu się White Pony usłyszałem mniej więcej coś takiego: „Człowieku! Przebój za przebojem przebój pogania i na dokładkę jeszcze Maynard – masakra!!!”. Chyba jest to najlepsze podsumowanie tego wydawnictwa. Każdy z utworów tutaj zawartych mógłby zostać potencjalnym singlem i przebojem w niektórych kręgach. Dzięki jednemu z singli – „Digital Bath” ja sam poznałem ten zespół. Nie pamiętam dokładnie kiedy to było, na pewno kilka lat po premierze White Pony. Nie pamiętam też gdzie dokładnie gdzie zobaczyłem teledysk do tego utworu. Chyba na YT w sugestiach obok aktualnie słuchanego utworu. Z resztą nie ważne – liczy się to, że poznałem Deftones. „Digital Bath” zrobił na mnie ogromne wrażenie: budowanie napięcia, tajemniczy klimat, specyficzny wokal Moreno – palce lizać. A takich wisienek na torcie mamy tutaj bardzo dużo. Przykład? „Passenger” z gościnnym udziałem Keenana na wokalu, coś wspaniałego. Niesamowicie chwytliwy jest „Knife Party”(genialny początek, puśćcie to sobie głośno na dobrym sprzęcie) oraz singlowy „Change (In The House Of Flies)”. Tak jak wcześniej pisałem – praktycznie wszystko jest tutaj przebojowe oprócz 2 utworów: „Elite” oraz „Korea”. Te są raczej za ciężkie do mediów i pewnie wielu przełączyłoby stację gdyby grali to na jakichś falach. Co ciekawe za „Elite” zespół dostał nagrodę Grammy w kategorii Best Metal Performance. Moim zdaniem trochę dziwne ale kwestia gustu…;) Gdyby uprzeć się na chama to z listy potencjalnych singli można by jeszcze wyrzucić utwór „Teenager”, który osobiście traktuję jako taki sympatyczny przerywnik muzyczny/skit a nie pełnoprawny kawałek. Poza tym album ten to istna wylęgarnia hitów. Wielu fanów uważa White Pony za szczytowe osiągnięcie zespołu. Sam tak daleko bym się nie posuwał i stawiam ten album obok Diamond Eyes i Adrenaline oraz troszkę wyżej niż pozostałe wydawnictwa. Ale po raz kolejny – to kwestia gustu;) Nie zmienia to faktu, że w 2000 roku ekipa Deftones nagrała na prawdę genialny album. Album, który udowadnia, że ich twórczość to zdecydowanie więcej niż nu metal.
Moja ocena -> 10/10
Właśnie piję piwo i słucham tego albumu 🙂 Postanowiłem sprawdzić dokładny rok wydania i trafiłem tutaj. Ten krążek towarzyszy mi od jego premiery i każdego roku do niego wracam. Dla mnie to szczytowe osiągnięcie Deftones. To jedna z takich płyt, gdzie puszczasz losowy kawałek i jest ok, bo każdy z nich jest dobry i zapada w pamięć 🙂
Ja tak mam w dużą częścią starych albumów: mogę odpalić losowo którykolwiek z utworów i zawsze jestem zadowolony. Z kolei „Gore” jest ich pierwszym krążkiem, do którego nie wracam prawie w ogóle.
Trafiłeś na recenzyjną skamielinę sprzed 8 lat – poczytaj nowsze rzeczy;)