Mimo milczenia największych, 2019 rok można uznać za udany dla thrash metalu. Death Angel nie jest pierwszym zespołem, który udowodnił w tym roku, że mimo ponad 35 lat na scenie nadal można grać świeżo i z klasą nie wykraczając jednocześnie poza ramy gatunku. Wydając „Humanicide” zespół zachował ciągłość 3-letniego cyklu zapoczątkowanego przez „Relentless Retribution”.
Na nowym krążku ekipa z San Francisco dalej kroczy ścieżką obraną dawno temu. Chociaż początkowe dźwięki otwierającego album utworu tytułowego, nawiązujące bardzo wyraźnie do twórczości Iron Maiden, mogą wprowadzać w błąd. Jednak po niecałej minucie dostajemy wyraźny sygnał, że do żadnej rewolucji nie doszło. „Humanicide” wyraźnie przyspiesza przekształcając heavy w rasowy, nowoczesny thrash, który znamy z poprzednich albumów.
Za całości najmocniej wyróżniają się 2 utwory: bardzo dynamiczny „I Came for Blood”, który świetnie sprawdzi się na koncertach, oraz najdłuższy na płycie „Immortal Behated” mający tendencje balladowe i zakończenie, którego chyba jeszcze w twórczości Death Angel nie było. Reszta to solidni reprezentanci gatunku, którzy świetnie brzmią jako część całości trwającej lekko ponad 48 minut. Jednak w pojedynkę nie wybijają się na tyle by z miejsca zostać zespołowymi klasykami.
I tu dochodzimy do największej bolączki „Humanicide” czyli deficytu momentów zapadających w pamięć już przy pierwszym kontakcie. Krążka świetnie słucha się w aucie, w czasie biegania itp. jednak mimo kilkunastu przesłuchań nadal nie jestem w stanie zidentyfikować większości utworów. W przypadku „The Evil Divide” tego problemu nie miałem i mimo długiej przerwy w słuchaniu nadal jestem w stanie rozpoznać poszczególne tytuły.
W tym momencie warto zadać sobie pytanie czego oczekujemy od Death Angel. Jeśli solidnej dawki thrashu, którego słucha się bardzo przyjemnie, to spokojnie możemy sięgnąć po „Humanicide”, który umili nam czas przez lekko ponad 48 minut. Jeśli natomiast szukamy wyróżniających się momentów i utworów wybitnych, wyróżniających się już przy pierwszym przesłuchaniu to zdecydowanie lepiej wrócić do którejś z poprzednich pozycji w dyskografii Amerykanów.