Długo walczyłem ze sobą w sprawie tej płyty. Nie chciałem na jej temat pisać ale w końcu się przełamałem no i mamy tego efekty… Kiedyś Coldplay był niezłym zespołem. Dwie pierwsze płyty są na prawdę dobre, dwie kolejne trochę słabsze ale dobrych momentów na nich nie brakuje. Mylo Xyloto natomiast jest ich pierwszym wydawnictwem, którego nie byłem w stanie przesłuchać za jednym razem. Jego poziom najlepiej odzwierciedla sama okładka: kolorowa, słodka, cukierkowa. Takiego nagromadzenia grzecznych i poprawnych utworów Coldplay nam wcześniej nie zafundował. Nie mogę powiedzieć, że są one słabe bo znaczna ich część nie jest. Pojedynczo, od czasu do czasu można ich posłuchać bo niektóre są na prawdę niezłe jak np. „Hurts Like Heaven” czy chociażby „Charlie Brown”. Jako całość natomiast nie mogę ich zdzierżyć. Cukierkowy słodki przesyt jaki tu panuje zamiast uspokajać i zachęcać do słuchania zniechęca i drażni. Zespół w pogoni za stworzeniem czegoś co trafi do jak największej liczby słuchaczy delikatnie mówiąc „przegiął” i wygenerował muzycznego odpychacza, rzecz doprowadzającą do mdłości momentami typu „Paradise”, „U.F.O.”, „Princess Of China” czy „Up In Flames”. Dla mnie to za dużo – wysiadam. Z resztą nie tylko ja bo w internecie krąży mnóstwo podobnych opinii na temat tego wydawnictwa. Chris Martin z kolegami zjedli własny ogon, pogubili się w słodzeniu. Jeśli tak ma to dalej wyglądać to lepiej niech w ogóle nie wygląda i zespół faktycznie zakończy swoją działalność o czym już od wielu lat trąbi lider. I na koniec ciekawostka: Coldplay był nominowany do nagród Grammy w kategorii ROCK (na szczęście wszystkie możliwe nagrody sprzed nosa sprzątnęła im ekipa Foo Fighters)… Chyba przegapiłem moment kiedy to ten gatunek przekształcił się w takie pitu pitu jakie prezentuje obecnie Coldplay. Może to i dobrze? Strach się bać jak za niedługo w tej kategorii będzie nominowana Rihanna tudzież inny Justin Bieber.
Moja ocena -> 5/10
Kompletnie nie kumam tego zespołu i takiego grania, słabe prereklamowane, modne, trendy. Tak brzydko może napisałem ale nie cierpię Coldplay, nie kumam ani sekundy z ich twórczości.
Musiałem się wykrzyczeć
Muniek kiedyś fajnie ich określił, jako nowy typ rock&rollowych gwiazd, takich grzecznych, pijących zamiast alkoholu świeżo wyciśnięte soki i wodę, a zamiast nocnych imprez uprawiających poranny jogging. To jakoś się chyba przekłada na ich muzykę, która jest tak grzeczna, że aż nieznośna.
Tak jak piszesz – idole dla gimnazjalistek. I to nawet nie wszystkich. Kiedyś byłem opiekunem na obozach to większość z nich wolała prawdziwego rocka, grunge albo metal:)
cieszę się ze ktoś się ze mną zgadza, bo już myślałem że głuchy jestem, bo wszyscy drżą z zachwytu dla geniuszu tego miernego zespołu.
znaczy się ja to pisałem – be_red