Archiwum kategorii: Muzyczny

Testament – Dark Roots Of Earth

testament dark roots of earthNiby lubię Testament, mam w domu dyskografię tej kapeli (oprócz Demonic, którego nie lubię:). Ale przyznam się bez bicia, że z mojej całej thrashowej rodziny (do której należy jeszcze Big 4, Overkill, Exodus, Heathen i Kreator) to właśnie twórczość Chucka B. i jego ekipy znam najsłabiej. Niby ich każdy krążek ma na koncie kilkanaście/kilkadziesiąt odsłuchów ale nie mogę powiedzieć, że wszystkie utwory znam na pamięć, znacznej części nawet nie kojarzę po tytułach. Z jednej strony liczyłem na to, że Dark Roots Of Earth ten fakt odmieni. Z drugiej, znając życie, nie nastawiałem się jakoś specjalne. W tym czasie testamentowy balonik był pompowany niczym nasz rodzimy – siatkarski przed wyjazdem do Londynu. Czytaj dalej Testament – Dark Roots Of Earth

The Offspring – Smash

offspring smashJakiś czas temu pojechałem po najnowszym dziecku (chyba z wpadki) The Offspring jak po psie. Dziś – żeby nie było, że kapeli nie lubię i jestem do nich uprzedzony itp. itd. będzie odrobina historii. Dawno, dawno temu, kiedy to człowiek był jeszcze małym smarkiem, chodziło się co jakiś czas w odwiedziny do rodziny. Tak się złożyło, że kuzyn był fanem cięższego grania i można było u niego posłuchać sobie Pantery, Alice In Chains itp. Pewnego razu już na wejściu usłyszałem kawałek, który katowany był wtedy w TV. Praktycznie całą wizytę przeleciałem na opcji repeat. Pożyczyłem krążek i zakochałem się w nim od pierwszego odsłuchu. Czytaj dalej The Offspring – Smash

Godsmack – Awake

godsmack awakeWeekend ma to do siebie, że człowiek może się w końcu trochę poobijać. Podczas kanapowego popołudnia miałem ochotę na coś czego od baaaardzo dawna nie słuchałem. Coś ciężkiego ale jednocześnie łatwostrawnego. No i wpadł mi do głowy pewien krążek. Ale podczas jego poszukiwań trafi mi pod rękę Awake Godsmacka. Jak ja tego dawno nie słuchałem. Będzie już ładnych parę lat. Pamiętam jak jeszcze w liceum dorwałem ten album: była to miłość od pierwszego wejrzenia:) Coś na zasadzie: wow! Jak można grać tak ciężko a jednocześnie tak fajnie?! Jak się okazuje: można, podczas wieloletnich eksperymentów i poszukiwań wynalazłem wiele innych kapel, które robią to jeszcze lepiej ale do dziś Awake Godsmacka darzę ogromnym sentymentem. Czytaj dalej Godsmack – Awake

Killing Joke – Revelations

killing joke revelationsPo wydaniu dwóch krążków dla muzycznych „melomanów” zespół spłodził coś innego. Niby klimat się nie zmienił – dalej mamy tutaj charakterystyczne gitary i styl wypracowany wcześniej przez zespół – ale wszystko to jest jakby bardziej przystępne, łatwiejsze w odbiorze. I jednocześnie jakoś słabiej to przekonuje jako całość. Oczywiście nie brakuje tu świetnych utworów na czele z „Empire Song” (pasowałby na poprzednie krążki), „The Pandys Are Coming” (ach te połamane dźwięki), „Land Of Milk And Honey” (dynamiczny, najszybszy na płycie) oraz „Dregs” (taka mała, industrialna zapowiedź chociażby „Whiteout” z Pandemonium). Te 4 kawałki „robią” praktycznie cały album. Czytaj dalej Killing Joke – Revelations

Black Sabbath – Paranoid

black sabbath paranoidRok 1970 był szczęśliwy dla fanów metalu. Dlaczego? A chociażby dlatego, że to właśnie wtedy ekipa Black Sabbath „popełniła” 2 filary tego gatunku. Najpierw był miażdżący debiut, kilka miesięcy później jego kontynuacja. Przez ten okres nie zmieniło się zbyt wiele, rewolucji nie było zatem Paranoid wybitnie od debiutu nie odbiega. Chociaż pojawiają się tu eksperymenty. Pierwszym z nich jest piękny „Planet Caravan”, który nie ma zbyt wiele wspólnego z gatunkiem, który muzycy serwowali nam do tej pory. Nie zmienia to faktu, że kawałek jest genialny, coverowała go m.in. Pantera. Drugi eksperyment to instrumentalny „Rat Salad” – ot taka zabawa na perkusji. Czytaj dalej Black Sabbath – Paranoid

Kult – Tata 2

kult tata 2Dawno nie było tutaj niczego o Kulcie. Zatem dziś naprawiam ten błąd – będzie słów kilka o Tacie 2. Zasadniczo mam problem z tym albumem. Z jednej strony jest piękny i niepowtarzalny, z drugiej – tak cholernie smutny i przygnębiający, że nie da się go słuchać w całości na co dzień. Jest to krążek raczej na specjalne okazje, do posłuchania „od święta”, bez ingerencji bodźców z otoczenia:) Tak jak na Jedynce dominowały utwory stworzone przez Stanisława Staszewskiego tak tutaj mamy do czynienia z mieszanką tekstów autorskich, tradycyjnych melodii, interpretacji itp. Ponownie na warsztat zostaje wzięta twórczość Gałczyńskiego: „Śmierć Poety” w świetnej, ocierającej się o metal aranżacji oraz piękna „Ballada O Dwóch Siostrach”. Czytaj dalej Kult – Tata 2

Serart

serartChyba nigdy nie zapomnę miny znajomego, który kupił sobie płytę „tego kolesia z System Of A Down”. Ja – cwaniak – przeczytałem wcześniej recenzję i mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać. On natomiast był w totalnym szoku. Zasadniczo ja byłem w tylko odrobinę mniejszym. Chyba najlepszym podsumowaniem tego z czym mamy tu do czynienia jest początek utworu „Love Is The Peace”. Serart jest istną mieszanką wybuchową. Krążek jest niesamowicie eklektyczny (modne słowo;), spotykamy się tu z muzyką etniczną z różnych krańców świata. Czytaj dalej Serart

Baroness – Yellow & Green

baroness yellow greenZ niecierpliwością czekałem na ten album. Można powiedzieć, że odliczałem dni do premiery spędzając samą końcówkę na aktywnym wypoczynku w Tatrach. Mój apetyt podsyciły 2 wypuszczone do sieci utwory: „Take My Bones Away” i „March To The Sea”. Człowiek wrócił z gór, patrzy… A tu stream Yellow & Green pojawił w internecie. Ale poczekałem i pierwsze przesłuchanie odbyło się dopiero z krążków. Na początek Yellow. Rozpoczyna się delikatnym, instrumentalnym wprowadzeniem. Później mamy 2 świetne, wcześniej wymienione utwory, znane sprzed premiery. Czuć tu klimaty poprzednich wydawnictw. Ale utwór nr 3 się kończy, zaczyna się track 4 i tu szok. Totalna zmiana klimatu. „Little Things” jest bardzo spokojny, piękny i jednocześnie cholernie smutny i przygnębiający. Czytaj dalej Baroness – Yellow & Green

Metallica – St. Anger

metallica st angerWiększość ludzi go nienawidzi, miesza z błotem, opluwa jadem, obrzuca gównem itp. A ja idę pod prąd i St. Anger bardzo lubię. Gdy człowiek odetnie się od myśli, że to Metallica, zespół, który nagrał klasyki thrashu, to od razu krążek lepiej wchodzi. Ciekawy jestem jak oceniliby płytę krytycy gdyby nagrała to inna kapela. Wracamy do tematu. St. Anger to ponad 75 minut czystego gniewu, agresji. Wszystko to podane jest na surowo, garażowo (ach ten Lars walący w śmietniki zamiast bębnów:). Album działa świetnie jako odmóżdżacz, mnie świetnie odstresowuje. Święty Gniew sunie niczym pociąg Intercity, królują tu głównie szybkie/bardzo szybkie tempa(np. „Frantic”, „Dirty Window”, ekspresowy „Purify”), czasem tylko zwalniamy na chwilę (np. „Some Kind Of Monster”). Czytaj dalej Metallica – St. Anger

Beastie Boys – Hello Nasty

beastie boys hello nastyBB poznałem na fali popularności tego krążka, zwłaszcza utworów „Intergalactic” i „Body Movin” (szczególnie remixu Fatboy Slima z genialnym teledyskiem – koniecznie trzeba go zobaczyć!). W pierwszej kolejności zażyczyłem sobie „od Mikołaja” ich Antologię. Jakiś czas później, już w pełni świadomie, kupiłem sobie Hello Nasty. Czemu akurat ten krążek? Bo jest najlepszy? Najciekawszy? Nie, był akurat na stanie w hipermarkecie;) Pierwsze co rzuca się w oczy to ciekawe wydanie – rozkładany digipak bez jako takiej książeczki (wszystko jest wydrukowane na digipakowej tekturze). Ładnie to wygląda, problem jest natomiast z tekstami. Zespół zrobił sobie jaja i wrzucił całą warstwę słowną z tego krążka jednym ciągiem. Czytaj dalej Beastie Boys – Hello Nasty