Archiwum kategorii: Muzyczny

Beastie Boys – Ill Communication

beastie boys ill communicationWczoraj szukając pewnego krążka zlokalizowanego w drugiej „linii zabudowy” mojej kolekcji w łapki wpadł mi inny album. Momentalnie zapomniałem czego szukałem i w moim odtwarzaczu wylądował Ill Communication. Krążek ten poznałem w 1998 roku, kilka miesięcy po premierze Hello Nasty. Tak jak HN kojarzyłem z kilku utworów promowanych w mediach tak IC kupiłem totalnie w ciemno – pierwszy raz w życiu. I to jeszcze za kosmiczną (jak dla dziecka) cenę bo chyba 59,99zł. Pierwsze przesłuchanie i szok, szczęka na ziemi. Na HN Beastie Boysi momentami trochę za bardzo eksperymentowali, odjeżdżali od „właściwej drogi”. Ill Communication nastomiast jest tym co do dziś najbardziej cenię w ich twórczości: trochę „rasowego” hh, odrobina hardcore’u, kilka świetnych instrumentali, coś co można by podciągnąć pod rocka + elementy dodatkowe. Czytaj dalej Beastie Boys – Ill Communication

Kazik – Czterdziesty Pierwszy

kazik czterdziesty pierwszyZmęczenie materiału, kryzys wieku średniego czy kie licho? Takie były moje pierwsze przemyślenia po usłyszeniu tego albumu. Z każdym kolejnym przesłuchaniem było coraz lepiej ale nie zmienia to faktu, że wobec Czterdziestego Pierwszego mam mieszane uczucia. Tak jak jeszcze Melassy dawało się w miarę słuchać w całości i trzymało się to kupy tak tutaj mam bardzo dużo „ale”. Po pierwsze: ilość materiału. Mamy tu 24 utwory, łącznie ponad 2 godziny grania. Problemu nie byłoby gdyby materiał był równy. Ale nie jest. Cholernie nie jest. Utwory na prawdę fajne przeplatają się ze średniakami i gniotami. Panuje tu stylistyczny burdel. Momenty typowo „solowokazikowe” mieszają się ze stylistyką jego albumów z coverami Waitsa i Weilla. Tekstowo też bywa różnie. Czytaj dalej Kazik – Czterdziesty Pierwszy

The Police – Synchronicity

police synchronicityDla jednych to dzieło wybitne, najlepsza pozycja w dyskografii i piękne zakończenie kariery zespołu. Dla mnie to po prostu jeden z kilku genialnych krążków ekipy Stinga. Ale nie pozbawiony wad. Pierwszą i jednocześnie największą jest utwór „Mother”. Nie wiem – może się nie znam, mam kulawe ucho ale to coś cholernie mnie irytuje, drażni, nie wiem co autor miał na myśli i po co to zostało umieszczone na tym świetnym krążku. Traktować to jako żart muzyczny? Na szczęście mądrzy ludzie wymyślili możliwość przełączania utworów i z tej opcji skrzętnie korzystam. Drugi minus? Już zdecydowanie mniejszy i nawet troszkę naciągany – „Every Breath You Take” – utwór od wielu lat molestowany w wszelkiego rodzaju mediach. Sam w sobie fajny ale przez tę nachalność już się chyba wszystkim przejadł… Koniec wad – przechodzimy do plusików. Czytaj dalej The Police – Synchronicity

Acid Drinkers – La Part Du Diable

acid drinkers la part du diableMoja przygoda z tym wydawnictwem rozpoczęła się cholernie nieszczęśliwie. Najpierw w internecie pojawił się singiel „Old Sparky”. Fajny ale bez rewelacji, nie powiem, że jakoś specjalnie mnie poruszył. Za chwilę sytuacja totalnie odmienna. W jednym z portali pojawiła się do odsłuchu cała płyta. Przesłuchanie chciałem odłożyć do momentu aż świeżutki krążek wpadnie w moje łapki a muzyka poleci z Pianocrafta. No ale jeden utwór odpaliłem. Pech chciał, że był to „The Trick”. Długo zbierałem szczękę z podłogi, takiej petardy dawno nie słyszałem. No i muszę przyznać, że się nakręciłem. I to bardzo. Nadszedł ten dzień – pierwszy odsłuch…. I lekkie rozczarowanie. Bo takie okrutne petardy mamy tu tylko trzy: wspomniany przed chwilą „The Trick” oraz „Bundy’s DNA” i „The Payback”. Czytaj dalej Acid Drinkers – La Part Du Diable

Pearl Jam

pearl jamPearl Jamowe awokado spotkało się raczej z mieszanym/średnimi ocenami fanów jak i krytyki. Faktycznie – z jednej strony – nie jest to ich szczytowe osiągnięcie, album na miarę Ten. Z drugiej – jest to zdecydowanie ich najbardziej wyrazisty i żywiołowy krążek wydany w tym millenium. Brzmieniem zawstydza Binaural, pod każdym względem bije na głowę przeciętny Riot Act i jest bardziej niegrzeczny i energiczny niż Backspacer. Momentami Vedder z ekipą brzmi tutaj nie jak pan po 40tce tylko jak młodzieniec pełen agresji i gniewu na otaczający go świat. Przykłady? Już na starcie: „Life Wasted”, momentami „World Wide Suicide”, w całości najmocniejszy na płycie „Comatose”. Mocny start, nie? Później album troszkę zwalnia(z przerwą na niezłego buta w „Big Wave”) ale nie do poziomu niektórych „smutów” z Backspacera. Czytaj dalej Pearl Jam

Limp Bizkit – Significant Other

limp bizkit significant otherPo kilku(nastu) pozycjach mniej lub bardziej ambitnych chwilowa przerwa na coś zdecydowanie niższych lotów. Significant Other – bo właśnie o tej płycie dziś będzie – nie wyróżnia się z tłumu praktycznie niczym: ani to nowatorskie, ani ambitne, wartości też praktycznie żadnej nie przedstawia. A jednak bardzo lubię ten krążek. A dlaczego? Bo jakby nie patrzeć to część mojego życia. W czasach liceum piłowało się modny w tamtym czasie nu metal a ten album należał wtedy do najbardziej popularnych (i chyba w sumie najlepszych). Wiele temu krążkowi można zarzucić ale jednego mu nie odmówimy: jest cholernie przebojowy i różnorodny. Mamy tu klasyczny rap w „N2gether Now”, rasowy nu metal – „Break Stuff”, coś jakby normalny rock – „No Sex”, coś bardziej ambitnego – „Re-Arranged” czy chociażby „Don’t Go Off Wandering”, no i coś na kształt psychodeliczny – „A Lesson Learned”. Czytaj dalej Limp Bizkit – Significant Other

Kult – Salon Recreativo

kult salon recreativoSalon Recreativo to pierwszy album Kultu, którego nie wciągam w całości bez żadnych zastrzeżeń. Tych „ale” uzbierało się tu nawet całkiem sporo. Ale zacznijmy od pozytywów. Chronologicznie? Proszę bardzo. „Dla Twojej Miłości” – bardzo sympatyczne intro, wprowadzenie do tego wydawnictwa. Minusem tego utworu jest czas jego trwania – track jest zdecydowanie za długi, ucięty o połowę sprawiałby o wiele lepsze wrażenie. Zwłaszcza, że (tak jak napisałem wcześniej) traktować go należy tylko i wyłącznie jako intro – nie jako pełnoprawny numer bo w tej roli się to nie sprawdza. „Brooklyńska Rada Żydów” – mimo, że stosunkowo młody to jednak kultowy klasyk, utwór nośny, szybko wpadający w ucho z „kontrowersyjnym” teledyskiem, którego nie chcieli puszczać w tv:) Czytaj dalej Kult – Salon Recreativo

Anthrax – Sound Of White Noise

anthrax sound of white noiseCzym różni się Anthrax z 1990 roku od tego z 1993? Praktycznie wszystkim. 1990 rok to Persistence Of Time – ostatni album wydany przed odejściem Belladonny z zespołu. Krążek thrashowy, jeden z ciekawszych w ich dorobku. 3 lata później Anthrax to zespół z Bushem na wokalu, grający muzykę, która zdecydowanie różni się od ich gatunku wyjściowego. Co nie oznacza, że Sound Of White Noise to nieudany potworek. Wręcz przeciwnie – to kawał bardzo dobrego grania – zdecydowanie najlepsze wydawnictwo z „czasów” Busha. A sam wokalista?? Może nie ma takiej skali jak Belladonna ale doskonale daje sobie radę za mikrofonem. Chyba nawet lepiej pasuje do nowego stylu zespołu – ma bardziej „agresywny” styl, jego poprzednika w niektórych utworach bym w ogóle nie widział. Czytaj dalej Anthrax – Sound Of White Noise

Acid Drinkers – High Proof Cosmic Milk

acid drinkers high proof cosmic milkWielkimi krokami zbliża się premiera nowego krążka Acidów – La Part Du Diable. Korzystając z okazji dziś słów kilka o ich chyba najbardziej oryginalnym i odróżniającym się od reszty wydawnictwie czyli High Proof Cosmic Milk. Kiedyś, gdzieś czytałem, że największy wpływ na ostateczny wygląd tego albumu miał Litza. A jak to wszystko wygląda? Gdyby puścić komuś HPCM i zaraz po nim 4 pierwsze albumy Acidów to pewnie nie domyśliłby się, że to ten sam zespół. Bardzo niskie strojenie gitar, budowa utworów i jeszcze kilka innych czynników sprawiają, że temu krążkowi bliżej do rozwijającej się w tamtym czasie fali nu metalu niż do thrashu. Czuć to momentami troszkę Sepultury, trochę Soulfly’a, gitar z Korna. I wcale nie jest to zarzut! Album jest cholernie dobry, poziomem wcale nie ustępuje wydawnictwom wyżej wymienionych kapel. Czytaj dalej Acid Drinkers – High Proof Cosmic Milk

Alice In Chains – Facelift

alice in chains faceliftDebiut AIC – Facelift ma jedną zasadniczą wadę w postaci 4 pierwszych utworów. Zapytacie: ale że jak to niby? Otóż „We Die Young”, „Man In The Box”, „Sea Of Sorrow” i „Bleed And Freak” są tak cholernie dobre, tak wysoko zawieszają poprzeczkę, że reszta (mimo tego, że też co najmniej dobra) nie jest w stanie jej dorównać. Z filarów gatunku chyba tylko Pearl Jam na swoim debiucie ma więcej genialnych utworów. A co z pozostałymi 8 kawałkami?. Są… Jedne lepsze, drugie troszkę mniej. Z całości najbardziej wybija się „I Know Somethin” z bardzo fajnym początkiem, trochę to wszystko przypomina mi Aerosmith, ogólnie -fajnie buja. Ciekawie prezentuje się wolniejszy „It Ain’t Like That”, „Real Thing” oraz trochę szybszy i żywszy „Put You Down”. Pozostałe tracki reprezentują klimaty spokojniejsze i zasadniczo żadnen z nich nie wybija się w żadną stronę. Czytaj dalej Alice In Chains – Facelift