Dziś na warsztacie album, którego posiadaczem zostałem w sumie przez przypadek kilka miesięcy temu. Po raz n-ty doszedłem do wniosku, że nie mam czego słuchać i wybrałem się na polowanie do MM licząc na coś fajnego w koszu z przecenami. Niestety posucha tam była straszna więc przetransportowałem się na część z muzyką hard & heavy. Zasadniczo nie szukałem niczego konkretnego – Blindead sam z siebie od razu rzucił mi się w oczy. Ale postanowiłem, że trzeba ćwiczyć silną wolę i z pustymi rękami wróciłem do domu. Tam nie wytrzymałem i krążka poszukałem w różnych sklepach internetowych. Ostatecznie za moją kopię z przesyłką zapłaciłem o 15zł mniej niż na miejscu w MM. Także w tym wypadku moja silna wola przyniosła korzyści;) Wcześniej nazwa Blindead rzuciła mi się kilkukrotnie w oczy, przeczytałem też kilka bardzo pochlebnych opinii. No ale muzyki nie znałem więc był to zakup totalnie w ciemno. Ale zacznijmy od czegoś innego – warstwy wizualnej. Tu zespół niesamowicie się postarał i Affliction jest pięknie wydany. Gruby, powlekany digipak a w nim gruba książeczka z tekstami i opowiadanie. Teksty te nie są tu podane w pospolitej formie, wszystko wkomponowane jest w grafiki i robi na prawdę duże wrażenie. Opowiadanie ma na celu wprowadzenie słuchacza w klimat tego wydawnictwa. Bardzo specyficzny klimat swoją drogą bo Affliction jest concept albumem – historią dziewczynki dotkniętej autyzmem. I właśnie pod względem muzycznym panuje tu taki autystyczny, schizofreniczny, obłąkany, przygnębiający klimat. Aż kipi tu od ciężaru, poczucia pustki, samotności, bezradności. Po przesłuchaniu krążka słuchacz zaczyna rozumieć czemu poligrafia tego wydawnictwa jest taka pokręcona. 7 utworów z Affliction stanowi praktycznie jedną całość, płynnie przechodzą z jednego w drugi i raczej w takiej formie powinny być słuchane. Nie wyobrażam sobie słuchania tego albumu na wyrywki – próbowałem ale nie ma wtedy tutaj tej magii i klimatu. Concept to concept – należy słuchać go od deski do deski i tyle w temacie!;) Ciekawą sprawą na Affliction są tytuły utworów – niby nie trzymają się kupy i są dziwne ale gdy słuchacz odpuści sobie numerki i przeczyta wszystkie nazwy po kolei to okaże się, że mamy tu do czynienia z kolejną historią. Chyba pora przejść do najważniejszej części czyli muzyki. Nie ma sensu skupiać się na poszczególnych utworach. Cały concept to granie łączące w sobie doom, sludge, post metal z elementami progresywnymi czy nawet psychodelicznymi i jeszcze innymi cudami. Na prawdę intrygująca mieszanka. Gdybym miał porównać Blindead z innymi zespołami to do głowy przychodzi mi Isis, Neurosis, Rosetta, The Ocean. Czyli towarzystwo doborowe. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Blindead nie ustępuje powyższym zespołom i reprezentuje podobny poziom. Również pod względem wokalnym – Zwoliński potrafi się porządnie wydrzeć jak i zaśpiewać czysto na poziomie. Wszystkie te czynniki sprawiają, że Affliction jest albumem na światowym poziomie. I to nie jest tylko moje zdanie – krążek został bardzo ciepło przyjęty za zachodzie. Nie ma co się dziwić – Affliction to 46 minut bardzo ciekawego i intrygującego grania po które warto sięgnąć. Zwłaszcza, że cena nie odstrasza. Cieszę się, że ostatecznie trzeci krążek Blindead trafił do mojej kolekcji – tu usadowił się w ścisłej czołówce conceptów.
Moja ocena -> 10/10