Po wydaniu rok po roku trzyczęściowej opowieści „Infinite Entanglement” Blaze Bayley zrobił dłuższą przerwę i na nowy krążek przyszło nam czekać 3 lata. W tym czasie w ekipie byłego wokalisty Iron Maiden niewiele się zmieniło. Zespołu nie dotknęły spektakularne roszady w składzie a „War Within Me” udowadnia, że mimo upływu lat Blaze jest nadal świetnym wokalistą.
Udowadniają to również muzycy ponieważ, tak jak na poprzednich wydawnictwach, tak i tu mamy do czynienia ze sporym kawałkiem bardzo dobrego heavy metalu. Tym razem słuchaczy nie spotka tu zwięzła historia i concept album. „War Within Me” jest zbiorem dziesięciu bardzo luźno powiązanych utworów – momentami tak luźno, że powiązań tych trzeba byłoby doszukiwać się na siłę.
Na szczęście na siłę nie musimy doszukiwać się plusów nowego albumu, bo tych jest sporo. Muzykom udało się stworzyć materiał bardzo równy i przebojowy, dzięki czemu co najmniej kilka utworów z pewnością zagości na koncertowej s etliście.
Już samo otwarcie albumu w postaci utworu tytułowego od razu wpada w ucho, dzięki kilku bardzo fajnym riffom i niesamowitej przebojowości. Następujący po nim „303” jest z kolei swego rodzaju ukłonem i mrugnięciem oka w stronę polskich fanów, ponieważ opowiada historię o pewnym dywizjonie z czasów II Wojny Światowej.
Bardzo ciekawie wypada „Warrior”, którego delikatny początek sugeruje, że będzie to balladowy utwór. Nic bardziej mylnego ponieważ po chwili wyraźnie się rozkręca i stanowi jeden z ciekawszych fragmentów albumu.
Po przesłuchaniu całego krążka łatwo zauważyć, że oprócz „Warrior” tylko „The Unstoppable Stephen Hawking ” oraz „Every Storm Ends” mają w sobie fragmenty stricte balladowe. Reszta to typowi przedstawiciele brytyjskiego heavy metalu. I w zasadzie jest to jedyna różnica w stosunku do poprzednich wydawnictw, gdzie spokojniejszych elementów było odczuwalnie więcej. Uwagę przykuwa tu również produkcja, która jest zdecydowanie bardziej klarowna i detaliczna od chociażby „Promise And Terror”, który przy „War Within Me” brzmi trochę płasko.
Mimo upływu lat i prawie 60tki na karku Blaze dalej brzmi świetnie i ma w sobie bardzo dużo wigoru. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak tylko życzyć artyście dużo chęci do dalszego grania i tworzenia nowej muzyki. Ja sam liczę jeszcze na co najmniej kilka albumów od Blaze’a.