Biohazard – Uncivilization

biohazard uncivilizationUncivilization to pierwszy krążek grupy nagrany w nowym milenium i jednocześnie „debiutancki” bo otwierający nowy etap w historii grupy. Różnice między typowym hardcore’owym New World Disorder a bardziej ekstremalnym Uncivilization są odczuwalne (i pogłębiają się jeszcze bardziej na kolejnym krążku). Jest to chyba pierwszy album Biohazarda, który zebrał tak skrajne oceny. Jedni się nim zachwycają, inni zarzucają, że np. za dużo tu gości itp. itd. Faktycznie – jest tu ich pełno. Ale czy to minus? Mi oni jakoś wybitnie nie przeszkadzają. No może oprócz ekipy z „Last Man Standing” ale tego utworu nie lubię w całości. Poza tym na krażku jest ciekawie. Momentami nawet bardzo. Taki np. „Cross The Line” z gościnnym udziałem śp. Petera Steele’a to jeden z najlepszych utworów grupy nagranych w nowym stuleciu. Wcale nie ustępuje mu toporne trio, miażdżące wszystko na swej drodze niczym buldożer: „Get Away”, „Gone” i „Domination”. Z ciekawszych kawałków mamy tu jeszcze „Wide Awake” , koncertowy „HFFK” z gościnnym Philem Anselmo (nie jestem zwolennikiem wsadzania do studyjnego albumu koncertowych utworów ale akurat ten wypada bardzo fajnie i nie czuć tego klimatu LIVE tak bardzo), „Trap” czy chociażby „Plastic” z ciekawym motywem gitarowym. Można by tak wymienić praktycznie wszystkie utwory. Mi osobiście nie pasuje tu wspomniany wcześniej „Last Man Standing”. Poziomem od reszty odstaje też trochę „Unified”. Reszta trzyma klasę i tworzy fajny: brudny, toporny, ciężki i przytłaczający klimat. Nie  brakuje tu też smaczków jak np. świetna końcówka „Plastic”, która jest zupełnie z innej bajki. Gdy porównać Uncivilization z np. Urban Discipline to różnice są ogromne, nadal czuć jednak kilka elementów charakterystycznych dla tego zespołu. Biohazard na przestrzeni lat zmienił się – i to już kwestia gustu czy na lepsze czy na gorsze;) Ja ich lubię w każdej odmianie.

Moja ocena -> 8/10

2 myśli nt. „Biohazard – Uncivilization”

  1. pamiętam recenzje z niektórych muzycznych pism, ich autorzy odczuwali w muzyce nowojorskiej kapeli gniew nastały po wydarzeniach z 11.09.2001. Ciekaw jestem czy tak autentycznie było, przecież materiał musiał powstać (w jakieś części przynajmniej) przed zamachem. No i oni na każdej płycie zdają się być strasznie wkurwieni;)
    P.S. pierwszy twój wpis na który dotarliśmy z fejsbuka.

    1. Z tego co teraz patrzę „on the internets” (wikipedia) wynika, że krążek miał premierę akurat 11 września także wynikałoby, że ten gniew pojawił się dopiero na Kill Or Be Killed co nawet mogłoby się zgadzać bo tam to dopiero jest rzeźnia:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *