Koncentrat energii, który można by rozdzielić na 10 albumów innych wykonawców. 15 utworów ściśniętych w niecałych 27 minutach, które mijają ekstremalnie szybko. I to nawet nie ze względu, że No Control jest śmiesznie krótki. Bardziej z tego, że jest niesamowicie nośny, dynamiczny, chwytliwy, ani przez chwilę nie nudzi, po pierwszym przesłuchaniu ma się ochotę wcisnąć REPEAT ALL i spędzić na słuchaniu co najmniej godzinę albo dwie. Gdy już No Control znajdzie się w moim odtwarzaczu to musi polecieć 3-4 razy zanim znów znajdzie się w pudełku. Dodatkowo płytka świetnie sprawdza się do biegania, dynamiki jej nie brakuje – człowiek ma ochotę biec szybciej i szybciej. No i teraz można by się skupić na polecaniu poszczególnych kawałków ale wszystkie są świetne i ciężko którykolwiek wyróżnić no i poza tym krótki album = krótka recenzja:)
Moja ocena -> 10/10
Właśnie zacząłem recenzować dyskografię Bad Religion i po przypomnieniu sobie czterech pierwszych płyt, okazuje się, że mam odwrotne od Ciebie zdanie na temat „Suffer” i „No Control” 😉 To ta pierwsza wg mnie jest tak równa, że nie da się wyróżnić żadnego kawałka, natomiast na drugiej jest kilka wybijających się ponad pozostałe, np. „I Want to Conquer the World”, „You”, a zwłaszcza „Sanity”, w którym trochę zwalniają tempo 😉