All Them Witches – Nothing As The Ideal

all them witches nothing as the idealPatrząc na premiery muzyczne ostatnich tygodni oraz zapowiedzi nadchodzących, można odnieść wrażenie, że druga połowa 2020 roku stara się zrekompensować marazm pierwszych 6-7 miesięcy. Sam mogę stwierdzić, że pod kątem muzycznym najlepsze dopiero przede mną i „Nothing As The Ideal” jest świetnym wstępem do nadchodzących kolejnych premier.

Już w końcówce zeszłego roku pojawił się premierowy utwór „1 x 1”, który w wyraźny sposób zwiastował zbliżający się nowy materiał. Nie ma co ukrywać, że zapowiedź ta była co najmniej intrygująca. „1 x 1” jest ciężki i mroczny. Wyraźnie odbiega od wcześniejszej twórczości ATW. Swoje robi też jeszcze wyraźniejsza garażowa produkcja. Utwór mógł rozkręcić apetyty fanów.

Niestety ci musieli przetrwać głodni przez ponad 9 miesięcy. Nie wiem w jakim stopniu na tak długi okres oczekiwania wpływ miała pandemia a na ile wizja muzyków. Ostatecznie wyszło na to, że „1 x 1” na krążku się nie znalazł i w sumie dobrze bo kompletnie nie pasuje do reszty wydawnictwa.

„Nothing As The Ideal” przynosi 8 nowych kompozycji o łącznym czasie trwania nie przekraczającym 44 minut. Krótko? Długo? Raczej kwestia gustu. Dla mnie w przypadku ATW zawsze brakuje kilku minut, które z przyjemnością spędziłbym jeszcze z zespołem. Przyznać jednak trzeba, że czas trwania jest tu dobrany tak, że nowy album ani przez moment. Jest to o tyle istotne, że na „Nothing As The Ideal” niewiele jest momentów, które tak na prawdę zaskakują.

Jedynym z nich jest z pewnością początek zapowiadającego album „Saturnine & Iron Jaw”. Bardzo spokojne, wręcz sielankowe intro, trwa tu ponad 2,5 minuty. W tym czasie trudno zorientować się, że to właśnie All Them Witches. Jednak już pierwsze sekundy „utworu właściwego” rozwiewają wszelkie wątpliwości.

Zaskakuje również totalnie psychodeliczny wstęp do „See You Next Fall” – najdłuższego utworu na krążku. Jest to jednocześnie jeden z ciekawszych jego fragmentów, z kilkukrotnie stopniowanym napięciem i klimatem przypominającym bardzo udane jam session. Skojarzenia te mogą nie być przypadkiem ponieważ okazuje się, że „Rats In Ruin” jest fragmentem właśnie bardzo owocnego jamu. A co jeszcze?

„Enemy Of My Enemy” jest wyjątkowo udanym rockowym klasykiem. „Lights Out” zdaje się być rekompensatą za ominięcie na krążku „1 x 1”. Również i ten utwór jest zdecydowanie cięższy od reszty, jednak utrzymany jest w zdecydowanie mniej ponurym klimacie. Intrygującej atmosfery nie można odmówić „41”.

Na „Nothing As The Ideal” znalazło się również miejsce dla muzycznej miniatury „Everest”, która wzbudza wspomnienia czasów „Dying Surfer…”, oraz gwoździa programu czyli kolejnej części sagi o kobiecie kojocie – „The Children Of The Coyote Woman”. Jest to zdecydowanie najspokojniejszy moment albumu oraz jeden z jego najjaśniejszych punktów. Tym utworem z pewnością ATW pozyska nowych fanów.

A co z dotychczasowymi? Myślę, że będą zadowoleni bo „Nothing As The Ideal”, mimo tego braku zaskoczeń, jest bardzo solidnym wydawnictwem i kolejnym albumem Amerykanów, do którego chce się co chwilę wracać bo cholernie mocno wpada w ucho i jest praktycznie pozbawiony wad. Dla fanów rocka jest to tegoroczna pozycja obowiązkowa.

Moja ocena -> 9/10

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *