Macie czasem tak, że przez totalny przypadek trafiacie na coś wyjątkowego? Coś co sprawia, że wasze życie staje się lepsze i ciekawsze? Przez ponad 15 lat swojej świadomej muzycznej przygody przekopałem już praktycznie większość różnogatunkowych zakątków. Jednak sytuacja opisywana powyżej przytrafia mi się na szczęście dość często.
Na All Them Witches trafiłem jakoś na początku tego roku przeglądając zestawienie najbardziej oczekiwanych płyt A.D. 2015. Było to zestawienie gatunkowe typu post metal/stoner/sludge – nie pamiętam dokładnie. Pierwsze miejsce rankingu okupował Acid King. Tuż za nim był właśnie All Them Witches z delikatną aluzją aby czas oczekiwania na nowy krążek spędzić przy „Lightning At The Door” bo to cholernie dobra rzecz. No i tak już spędzam od prawie 10 miesięcy. Czemu chwalę się tym albumem dopiero teraz? Chyba musiał po prostu dojrzeć;)
Ale zacznijmy od początku. All Them Witches to młody zespół – powstał w 2012 roku w Nashville. Po dźwiękach praktycznie w ogóle tej młodości nie czuć – ich muzyka to swego rodzaju przekrój przez ostatnie kilkadziesiąt lat grania. Stonerowe gitary przeplatają się z graniem psychodelicznym, bluesem i cholera wie czym jeszcze. Mieszanka ta brzmi intrygująco i przede wszystkim świeżo. „Lightning At The Door” to ich drugi pełnoprawny long play.
Całość zaczyna się od „Funeral For A Great Drunken Bird”, który od samego początku buduje mistyczny klimat. Jak gdyby to coś z okładki zapraszało nas do swojego magicznego świata. Po chwili dołącza do tego stonerowa gitara i robi się jeszcze ciekawiej. Kropkę nad „i” stawia tutaj wokal: nie śpiew ale przemówienie pogrzebowe. Niesamowita sprawa. A dalej jest co najmniej równie ciekawie. Gdyby z „When God Comes Back” wyeliminować stonerowe brzmienie i zastąpić je czymś zdecydowanie bardziej stonowanym to utwór ocierałby się o twórczość np. naszego Tadeusza Nalepy.
Tego problemu nie mamy w „The Marriage Of Coyote Woman” – przecież to blues pełną gębą. W hybrydowym „Swallowed By The Sea” totalnie zmieniamy klimat. Początkowy psychodeliczny, lekki fragment zmienia się w walec ocierający się o doom, by po chwili przeskoczyć do luźnego jamowania, które towarzyszy nam już do końca tego ponad 8minutowego kolosa. Z opisu utwór ten może wydawać się ciężkostrawny ale w rzeczywistości jak to brzmi…… Miód na uszy. W „Charles William” i „The Death Of Coyote Woman” znowu wracamy do przeszłości i hybrydy bluesa.
Totalnym zaskoczeniem może być „Romany Dagger”, który w wyśmienitym stylu przenosi nas na Dziki Zachód. Całość w zgrabny sposób zamyka „Mountain”, po którego ostatnich dźwiękach odczuwamy wielki niedosyt. 45 minut minęło nie wiadomo kiedy a my chcielibyśmy więcej. Tak właśnie jest mimo tego, że ten crossoverowy potworek na papierze wydaje się być nie do przyjęcia. All Them Witches ze swoim „Lightning At The Door” w brutalny sposób wbił się do mojego TOP3 odkryć ostatnich lat i wydaje mi się, że bardzo ciężko będzie strącić go z tego podium. Bardzo fajnie, że na dzisiejszej oklepanej scenie zdarzają się jeszcze ludzie potrafiący wnieść na nią aż tak duży powiew świeżości. Gorąco polecam!!!!
Our Mother Electricity również polecam! Dzięki temu albumowi ich poznałem i pokochałem! Chociaż trudno mi orzec czy Lightning at the Door nie jest przypadkiem jeszcze lepsze!