Lubię AFI. Tzn.lubię AFI gdy nie muszę ich oglądać, tylko słuchać. I gdy to słuchanie dotyczy ich twórczości sprzed Sing The Sorrow. Zespół poznałem w 2001 roku grając w Tony Hawk’s Pro Skater 3. Tam pojawił się ich utwór „The Boy Who Destroyed The World” z All Hallow’s EP(świetny cover Helloween!). Spodobało się więc sięgnąłem po ich dotychczasowe wydawnictwa rozpoczynając właśnie od The Art Of Drowning z 2000 roku. I tu można powiedzieć, że miałem niesamowitego farta, iż nie był to rok 2003 i Sing The Sorrow czy jeszcze późniejszy krążek bo moja przygoda z AFI skończyłaby się jeszcze szczybciej niż się zaczęła. Nie podoba mi się kierunek, w którym zespół podążył i w który (z tego co słyszałem) brnie nadal. Nie zmienia to faktu, że trafiłem dobrze bo The Art Of Drowning to genialny album. Mamy tu przekrój przez różne odsłony punkowego grania. Od szybkich pocisków w stylu „The Lost Souls”, „Wester”, „The Despair Factor”, „Sacrifice Theory”, przez rzeczy niesamowicie przebojowe – np. „Days Of The Phoenix” po utwory wznoszące się ponad gatunek: „Ever And A Day”, „6 To 8” oraz „Morningstar”(cała trójca genialna). Hmmm. Co jeszcze? Davey Havok – wokalista wizualnie przypomina mi trochę tego pokemona z Papa Roacha i podobnie jak on działa mi na nerwy(dlatego wolę ich słuchać niż oglądać). Nie zmienia to faktu, że koleś ma głos i umie z niego korzystać: czasem coś zaśpiewa czysto, czasem się wydrze. Dodatkowo ma taką specyficzną barwę – jakby nie do końca dorosłą, taką młodzieżową (gdy się go np. porówna z Gregiem z Bad Religion czy Dexterem z Offspringa). W AFI Havoka wspomaga na wokalu reszta ekipy, która brzmi podobnie i jako całość fajnie to gra. Swoją drogą te punkowe chórki zwą się podobno oozing aahs (czy jakoś tak). Na plus działa dodatkowo bardzo ciekawa poligrafia tego wydawnictwa. Te wszystkie czynniki sprawiają, że The Art Of Drowning jest krążkiem, który każdy fan amerykańskiego punka powinien poznać (poprzednie albumy też warto ale TAOD jest z nich najbardziej poukładany i dojrzały).
Moja ocena -> 9/10
Czytam wszystkie Twoje recenzje – także tych albumów, których nie znam (a nuż najdzie mnie ochota na posłuchanie po przeczytaniu recenzji?). Przeważnie nie komentuję, bo piszesz bardzo wyczerpująco i nie pozostaje mi nic mądrego do dodania 😉 Dla TAOD zrobię jednak wyjątek.
AFI poznałam dopiero po wydaniu Sing The Sorrow i lubię ten album, ale to The Art Of Drowning jest genialny. Zawsze byłam bardziej fanką rocka albo metalu niż punkrocka, ale ta płyta spodobała mi się do początku do końca: punkrockowa energia, świetny wszechstronny wokal i mnóstwo innych rzeczy… „Ponadgatunkowa trójca”, o której wspomniałeś sprawia, że album jest jeszcze bardziej interesujący.
Oprócz wokalisty, na uznanie zasługuje też gitarzysta, jako autor właściwie całości muzyki, ale cały zespół zrobił tu kawał dobrej roboty. Podejrzewam, że ten album nigdy mi się nie znudzi i zgadzam się też z Twoją oceną.
To, jak wyglądają, może drażnić, ale na żywo są, moim zdaniem, bardzo dobrzy (z tego, co widziałam w Internecie). Ich dwie ostatnie płyty to niestety całkiem inna bajka, ale na szczęście fani punkrocka mogą się cieszyć z TAOD ( oraz Black Sails in the Sunset 🙂 ).
Fajnie, że moja praca przynosi efekty:) I udzielaj się częściej w komentarzach!:)
Ok postaram się 😉