Afghan Whigs – How Do You Burn?

afghan whigs how you do you burnChyba każdy z nas ma jeden lub kilka wybranych zespołów, które bardzo lubi ale do których twórczości wraca raczej na zasadzie okazjonalnej a nie systematycznej. Ja mam tak z Afghan Whigs. Szanuję praktycznie każdy album Amerykanów ale przesłuchanie chociażby „Gentlemana” czy „Black Love” to dla mnie pewnego rodzaju rytuał, który odprawiam raz na kilka miesięcy.

Nie zmienia to faktu, że każda premiera nowego wydawnictwa tego trochę niedocenionego zespołu wywołuje u mnie szybsze bicie serca. Nie inaczej było i tym razem, zwłaszcza że na pierwszy rzut zespół fanom na pożarcie „I’ll Make You See God”. Tak dynamicznie, żywo i ciężko Amerykanie nie grali od naprawdę bardzo długiego czasu. Wypuszczając ten utwór zespół zamknął usta malkontentom twierdzącym, że Dulli potrafi nagrywać tylko powolne smęty.

Usta te malkontenci mogli ponownie otworzyć już w przypadku drugiej zapowiedzi wydawnictwa – „The Getaway”. Utwór ten to typowy przedstawiciel twórczości Afghan Whigs znanej z kilku poprzednich krążków. Całość zaczyna się bardzo delikatnie, po chwili pojawiają się klawisze a później nawet smyki.  Całość jest delikatna ale na swój sposób przebojowa i kilkukrotnie zdarzyło mi się usłyszeć ten utwór w radio.

Ostatnia przedpremierowa zapowiedź to „A Line Of Shots”. Początkowo utwór ten muzycznie przypomina ostatnie dokonania zmarłego w tym roku Marka Lanegana, który był przyjacielem członków zespołu i udzielał się przy produkcji wydawnictwa. W dalszej części „A Line Of Shots” wraca bardzo wyraźnie do początku lat 90tych ubiegłego wieku i przy innej produkcji spokojnie mógłby się znaleźć chociażby na „Congregation”. Trzy przedpremierowe strzały przyniosły fanom bardzo dużo dobrego grania, które mogło wyraźnie podkręcić apetyt na więcej.

Ostatecznie „How Do You Burn?” przynosi słuchaczom rozwiązanie znane z kilku ostatnich wydawnictw czyli 10 utworów o łącznym czasie trwania oscylującym w okolicach 40 minut. W tym czasie przeżyjemy podróż przez dotychczasową twórczość zespołu – z całym dobrodziejstwem inwentarzu. Ponownie malkontentom doda to sporo paliwa napędowego, fani natomiast powinni być bardzo zadowoleni.

Umieszczony na trackliście po dwóch zapowiedziach „Catch A Colt” to jeden z najbardziej przebojowych utworów grupy nagranych w tym stuleciu. Ponownie pojawiają się tutaj delikatne smyki i spora dynamika. Do tego dochodzi bardzo chwytliwy refren no i mamy materiał na przebój. Szkoda, że utwór ten nie został wybrany do promowania krążka bo jest to jeden z jego jaśniejszych punktów.

Jednym z najbardziej wzruszających momentów albumu jest „Concealer” gdzie za mikrofonem pojawia się Lanegan. W podobnym klimacie utrzymany jest „Domino And Jimmy”. Z kolei zamykający całość „In Flames” ponownie nawiązuje do złotych lat 90tych i po jego ostatnich dźwiękach słuchacz zostaje sam z głową pełną przemyśleń.

Z jednej strony „How Do You Burn?” w żaden sposób nie odkrywa Ameryki. Praktycznie wszystko to co zostało zaprezentowane na krążku znamy już doskonale. Z drugiej strony jednak Afghan Whigs tworzy muzykę tak niedzisiejszą, że każdy kolejny „taki sam” album Amerykanów i tak będzie czymś wyjątkowym na muzycznej scenie. Nie inaczej jest i teraz. „How Do You Burn?” bez problemu można uznać za jedno z najbardziej wyróżniających się wydawnictw kończącego się roku.

Chociaż za bardzo ubogie wydanie i ograniczenie informacji o albumie do absolutnego minimum należy się zespołowo „karny jeżyk”.

Moja ocena -> 8/10

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *