Według zapowiedzi zespołu „Peep Show” miał być najcięższym albumem w dorobku Acid Drinkers. Nie jest… W zapowiedziach pojawiały się również informacje o tym, że nowy album będzie najlepszym co zespół nagrał. Nie jest… Ale szczerze mówiąc w ogóle mi to nie przeszkadza;)
W jednym z wywiadów Titus stwierdził, że nowy krążek to „kop w papę”. To się zgadza i akurat w przypadku Acidów jest to aspekt najważniejszy. Po mieszance wybuchowej jaką była „La Part Du Diable” i ukłonie w stronę lżejszego grania na „25 Cents For A Riff” Acidzi nagrali rasową petardę, która wybucha w ręce słuchacza już przy pierwszym przesłuchaniu.
Pierwsza zapowiedź „Peep Show” w postaci „Become A Bitch” początkowo mnie nie powaliła. Dopiero za którymś razem zaskoczyło. Pierwsze co rzuca się w uszy w tym utworze to motyw mocno przypominający pewną francuską grupę, której nazwa związana jest z japońskim potworem z filmów i seriali. Właśnie w sprawie podobieństwa toczyła się zażarta dyskusja w Internecie. Fakt faktem – motyw ten kojarzy się jednoznacznie i to od razu ale czy to grzech? Nie. Gdyby iść dalej tym tokiem myślenia to każdy fajny riff można by uznać za zżynanie z Black Sabbath bo przecież Iommi wszystkie riffy już wymyślił i teraz pozostało już tylko kopiowanie… Na korzyść „Become A Bitch” działa dodatkowo świetna spokojna wstawka w drugiej połowie utworu.
Zespół zdecydował się na coraz popularniejszy krok w muzycznym świecie – przedpremierowe udostępnianie materiału w Internecie. W tym przypadku codziennie dostawaliśmy na YT kolejne utwory. Starałem się je omijać z lepszym lub gorszym skutkiem (no ale jak tu się oprzeć?!) aby nie psuć sobie frajdy z premierowego słuchania z krążka.
Preorder pojawił się dzień przed premierą sklepową. Do tego czasu nie udało mi się uniknąć kontaktu z otwierającym album „Let’em Bleed”, który jest przedstawicielem rasowego thrashu z okolic Exodusa i Slayera. Ze swoim świetnym skandowanym refrenem utwór będzie murowanym punktem koncertów Acidów.
Publiczność w ekspresowym tempie podchwyci również trochę wolniejszy „Thy Will Be Done” z refrenem banalnym i oczywistym ale jednocześnie nieziemsko chwytliwym i przebojowym (też kojarzycie skądś linię wokalu Titusa zaraz po skandowaniu?) i kolejny thrashowy pocisk – „50?! Don’t Slow Down” gnający na złamanie karku. Momentami równie szybko jest w „God Is (Isn’t) Dead”. Do tej wariackiej prędkości zespół dorzuca jeszcze punkowy brud w „Monkey Mosh” i „Heavenly Hellfucker”.
Na tle całości najbardziej wyróżniają się „The Cannibal” i zamykający album „After The Vulture”. Pierwszy to rzecz bardziej rozbudowana, oparta na kilku wątkach. Przez to bardziej intryguje i sprawia, że jest to jeden z najmocniejszych momentów na „Peep Show”. Słychać tu wielką frajdę jaką muzykom sprawia granie. Z kolei drugi to coś z totalnie innej beczki, utwór oderwany od reszty albumu ale świetnie zamykający krążek po kilkudziesięciu minutach katowania uszu. I niby jest to katowanie ale jakże przyjemne.
Przyznam szczerze, że dawno się tak dobrze nie bawiłem podczas premierowego odsłuchu nowego albumu Kwasożłopów. Zawsze serce biło szybciej i pojawiał się uśmiech ale również musiało się pojawić jakieś „ale”. W przypadku „25 Cents For A Riff” było to na zasadzie „nie do końca tego oczekiwałem”. Wcześniej też znajdowałem „coś”. Tutaj żadnego „ale” nie widzę/słyszę. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko kilku minut więcej spędzonych wspólnie z „Peep Show”.
Tak jak przed premierą obawiałem się tego krążka tak teraz bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że Acidzi nagrali najlepszy materiał od kilkunastu lat. Świetny album. Gorąco polecam!
Mega album 🙂 narazie średnio mi wchodzi kawałek z Jankielem na wokalu
A Titus to śpiewa jakoś fajnie na tej płycie, czy też tylko drze japę i skrzeczy jak żaba, jak to mu się niestety zdarzało od jakiegoś czasu na ostrzejszych płytach?
Titus daje radę;)